Antoni Słonimski

LAMPA


Zgasnąć chciałbym po prostu jako świeca nikła,
Co przed ołtarzem wszystka się spala do końca;
Niechaj smierć przyjdzie prosta jako zachód słońca,
Do nieba prowadząca, a z życia wynikła.

Jako tarcza księżyca do ruchu przywykła,
Błądząca po błękitach, nocą wracająca,
Jako róża w ogrodach jesienią więdnąca,
Tak niech płynie me życie, a śmierć będzie zwykła.

Alem jest jako lampa zapalona nocą,
Gdy ktoś puka do okna, gdy do drzwi łomoca,
Gdy w pobliżu ktoś krzyknie cierpiący lub chiry --

Zapalam się i gasnę, nim przyjdzie świt skory.
I tylko czasem -- w letnie, pachnące wieczory --
Blade ćmy o me serce skrzydłami trzepocą.

1923 rok



ZADUSZKI


Jak się zakończy ta historia?
Pod piaskiem suchym czy pod gliną,
Czy też się skończy w prosektorium
Do żył wstrzykniętą formaliną?

Tak czy inaczej, ten grunt grząski
Jakimś pochłonie nas sposobem.
Zawrzemy czułe, wieczne związki.
Chemiczne związki z własnym grobem.




CHORE SERCE ŚWIATA

Słowo i pustka, w której się umiera,
I znów jedno słowo, i pustka straszliwa,
I znów wielki bełkot świata, co wzbiera
Jak fala.
Pauza śmiertelna, nieżywa,
I słowo, które ocala.

Na czoło, na włosy zlepione,
Na przekrwione od bezsenności powieki --
Jedno muśnięcie dłoni.
I szklanka zimna co o zęby dzwoni,
Ta szklanka wody, która zemdlonemu
Wynoszą z apteki.
I uśmiech, uśmiech daleki,
Przesłany samotnemu.
I słowa kłamliwe miłe,
I włosy siwe na skroni
Młodzieńczą gładzone dłonią.
I wszystko, co jest liche
I marne i cierpiące,
To -- serce świata. Wątłe, ciche,
Ledwo bijące.

1937 rok

Return-Powrót