"Nie bój się wrogów - w najgorszym razie zabiją cię, aby życie objąć oburącz oto dojrzały moje dłonie w świetle opadających lat" (Tadeusz Rózewicz) |
Podsumowanie zamiast wstępu
Tak wygladałem w czasie studiów | Każdy żyje i myśli na swój sposób (przynajmniej we własnym mniemaniu). Losy jednostki mają jednak szerszy wymiar, gdyż są świadectwem czasu. Czasu, w którym występują zwykle kryzysy wartościowania postaw i jedynym drogowskazem wydaje się być to, co pozostało w najgłębszych zakątkach świadomości i pozwala na dokonywanie wyboru w imieniu własnym. To, co przedstawiam, jest zbiorem wspomnień, czasem luźnych uwag i refleksji, do wypowiedzenia których prowokuje chęć pozostawienia po sobie śladu. Niekiedy jest dziennikiem życia wewnętrznego z pytaniami, na które często (lub prawie zawsze albo prawie nigdy - w języku polskim na jedno wychodzi) nie ma odpowiedzi. |
Na początek - rozmyślania w Nowym Roku 1965
"Człowiek jest jak owa rzeka dzieciństwa. Jak tam wciaż nowe wody płyną w tym samym łożysku, tak samo w nim nieustannie nowe - rzec można - duchy przepływają...Rzeka jest wciąż tą samą rzeką, lecz któż odnajdzie wody upłynione? Gdzie je odszukać? I jakie odnaleźć dokładne sformułowanie samego siebie?" (S.Żeromski)
| |
Rzadki dzień zadumy nad dokonaniami. Próba wartościowania nawarstwionych zdarzeń. Spojrzenie przelotne poprzez ramię do tyłu na zachodzące mgłą dążenia. Może ocena zamiarów na siły ... Taki krótki przystanek tramwaju życia, uwalniający od stukotu codzienności. Chwila zadumy i powrotu do DNIA PIERWSZEGO. ...... Wyszedłem z łona matki, by karmić jej nadzieje, nadać życiu cel i przynosić radość. A jednak nie zdążyłem... Odeszła cicho, niespodziewanie, gdy salwy armatnie zwiastowały wyzwolenie. Miała trzyddziesci lat. Tylko. Tylko tyle, aby ledwo poczuć smak życia.
Czerwiec 1944 r.
Potem radość wyzwolenia a teraz rozpacz bezmierna, smutek, za nim żal...
|
Powracająca fala
Smutek i żal zrodzone w dniach odejścia matki odtąd towarzyszyć będą memu życiu, tak jakby mogły mi JĄ zastąpić. Sprawy gwałtowne trwają krótko, lecz ich odgłosy powracają jak fale z bezkresnej dali. Uderzenia fal są tym mocniejsze in blizej jesteśmy DNIA OSTATNIEGO...
MATKO, Chciałbym napisać do Ciebie list Wezwać z zaświata Abyś mogła usłyszec szczebiot Twoich wnucząt tęskniących do Ciebie. Jeśli wyznam Ci wdzięczność Jeśli wyrażę D l a t e g o wyrażam Ciebie |
Nie jest to zapis "historii" mego pobytu w tym mieście a jedynie migawka. W Płocku poznałem moją jedyną ukochaną Ludmiłę i tutaj narodziła się moja pierwsza córeczka Edytta. W 1968 roku przeprowadziliśmy się do Krakowa po półtorarocznym oczekiwaniu na mieszkanie. Może kiedyś wrócę do obszerniejszych wspomnień z tego okresu. Na początku lat 60-tych w Płocku rozpoczęto budowę Mazowieckich Zakładów Rafineryjnych i Petrochemicznych (MZRiP potem przemianowane na "Petrochemię"). Rownież i ja się tam zjawiłem w 1962 roku z misją utworzenia ośrodka obliczeniowego (dostępne wtedy były na rynku jedynie maszyny licząco-analityczne - produkcję większych elektronicznych maszyn cyfrowych rozpoczęto dopiero w połowie lat 60-tych w Elwro Wrocław). Ale nie będę się tutaj tą tematyką zajmować, lecz chciałbym opowiedzieć o mojej incydentalnej przygodzie z filmem a dokładniej z DKF czyli dyskusyjnym klubem filmowym. Otóż istniał w tym mieście taki klub w siedzibie kina "Mazur" [o ile dobrze pamiętam nazwę - dzisiaj juz tego kina nie ma]. Mogłem przy okazji uczestnictwa wykorzystać swoje hobbystyczne zainteresowanie filmem (posiadałem dosyć obszerną biblioteczkę z kilkutomową "Historią Sztuki Filmowej" Jerzego Toeplitza na czele). Zabierałem głos podczas dyskusji po prelekcji filmu albo wtedy gdy nie przyjechał z prelekcją prof.Leon Bukowiecki, który opiekowal się tym klubem. Wiedziałem jaki film będzie prezentowany i na wszelki wypadek zawsze przygotowywałem się do zastępstwa, aby wygłosić prelekcję i poprowadzić dyskusję po filmie. Czasem były to wyzwania jak np. "Viridiana" - mocny film Bunuela z 1961 r. Spełniałem się w takich rolach - widocznie lubiłem spotykać się z szerszym audytorium (potwierdziło się to później w Krakowie gdy prezesowałem Małopolskiej Akademii Aktywnego Seniora). |
Najpierw lot do Londynu. Pierwszy wieczór nie był zachęcający. Mieszkałem w hotelu chyba przy Kensington Road. Dookoła puste ulice. Wszystkie okna w domach pozasłaniane. Duży ruch samochodowy i bardzo ostre zapachy spalin. Dosłownie można się było udusić. Ze spacerów nic nie wyszło - musiałem zawrócić do hotelu. No, ale to był tylko "przystanek" na drodze do Edynburga. Potem jeszcze był Londyn przy powrocie. Już przyjemniejszy, gdyż połączony z oglądaniem muzeum figur woskowych i wizytą w parlamencie brytyjskim (peruki na głowach w czasie obrad, ale nogi na stołach czy też ławach; zauważyłem że dosyć mało było posłów w czasie dyskusji o zabezpieczeniach socjalnych]. W kulturze tutejszej nie ma zbyt wielu polskich elementów. Chlubnym wyjątkiem jest muzyka - słuchałem przez radio Chopina i Szymanowskiego oraz rosyjskich kompozytorów. Jeden z programów radiowych poświęcony jest kulturze (głównie muzyce poważnej i malarstwu), ale jest też inny prawie całkowicie przeznaczony tylko na big-beat. W TV są od czasu do czasu dobre sztuki i cykle popularno-naukowe (np. o historii cywilizacji). Dużo jest audycji religijnych (w TV wykłady etyki chrześcijańskiej a w radiu przed północą wygłaszane jest kazanie). Bardzo dużo było w TV o Polsce w grudniu 1970 roku, kiedy zmieniły się władze w Polsce (Gomułkę zastąpił Gierek). Nadawane były nawet fragmenty przemówien Gierka oraz oficjalne oświadczenia polskich władz. Dużo komentarzy polityków angielskich i dziennikarzy oraz naocznych świadków (głównie z krajów skandynawskich, którzy akurat byli na wybrzeżu). Czasem prawie połowa dziennika TV poświęcona była sprawom polskim.Tutejsze gazety jakby ze zdziwieniem przyjmują ustępstwa nowych polskich władz wobec robotników. Cofnięcie podwyżki cen i podwyżki płac zostały przyjęte jako zagrożenie dla ekonomiki. Tutaj władze nie bawią się w sentymenty. Po miesiącu stajku pocztowcom zaproponowano tylko 1% podwyżki płac i to obwarowane zwolnieniami (redukcja etatów). Są to oczywiste kpiny, na które oni nie mogli się zgodzić. Dalej strajkowali tylko dzięki temu, że dostali 100 tys. funtów od związku zawodowego kolejarzy. Od czasu do czasu chodzę do kina, ale inna jest atmosfera niz u nas. Cały czas rozmawiają, rozwijają cukierki z szeleszczących papierków (które rzucają na podłoge) oraz palą papierosy (które po wypaleniu też rzucają na podłogę i gaszą butami). Mimo to warto iść aby oglądnąć filmy u nas niedostępne (np. Dr Żywago). My Polacy nie mamy jednak czego się wstydzić. W Edynburgu - stolicy kulturalnej Szkocji - są zaledwie 3 teatry (z nieregularnymi spektaklami), nie ma opery... Porównanie z Krakowem jest więc tragiczne dla tego porównywalnego wielkością miasta. Książek o Polsce w księgarniach nie widziałem. Za to sporo było wydawnictw, szczególnie przewodników, o Czechosłowacji i Jugosławii oraz Rumunii. W popularnej encyklopedii 1970 toku tak scharakteryzowano nasz klimat: chmurne i deszczowe lato, mroźne i długie zimy. I to tak napisano o naszym kraju w Anglii, która ma najgorszy chyba klimat w Europie. Chyba komuś musiało zależec na tej antyreklamie. Z poziomem wykształcenia jest różnie. Może swoje imperium brytyjskie znają jako tako, ale innych chyba wcale. Moja gospodyni pytała sie mnie np. czy Polska ma dostęp do morza. Czasem inni pytają czy w Polsce są kościoły, czy obchodzone jest święto Bożego Narodzenia. Jedzenie jest trochę inne niż u nas i inaczej przyrządzane. Gospodyni robi obiady, w których tylko ziemniaki są ciepłe. Reszta jest zimna (też mięso) i popija się zimną wodą. Nie ma naszych zup - to co nazywa się zupa jest polewką lub przecierem (nigdy nie ma w nich makaronu lub ziemniaków czy kapusty albo grochu). Na śniadanie dostaję "eggs on bacon" (tym razem gorące! prosto z patelni), herbatę, bułkę, masło i "corn flakes" z zimnym mlekiem. Nie są znane tutaj ogórki kiszone, tylko konserwowe (w occie), natomiast pewnego dnia gospodyni przygotowała mięso wołowe z gotowaną kapustą kiszoną (wygladała za biało - bez marchewki i była bez smaku i twarda (za krótko gotowana chyba z oszczędności szkockiej). W domu nie przygowuje się zadnych warzyw - wszystko z importu (głównie Holandia, Dania) w słoikach. Nawet ziemniaki widziałem w puszkach. Chleb tutejszy przypomina watę. Większość wolnego czasu starsze osoby spędzają w ogródku przydomowym, sadząc różnego rodzaju kwiatki (szczególnie skalne - alpejskie) i strzygąc trawki (idealnie przycięta trawa stanowi wizytówkę domu) oraz chodząc na zebrania towarzystw ogródkowych. Zaletą tego Zachodniego kraju w stosunku do Polski, gdzie w kolejce spędza się kto wie czy nie "pół życia", jest to, że nie ma kolejek w sklepach. Nawet zachęcają do kupowania. W jednym ze sklepów widziałem rozdawanie (dosłownie) towarów (zapewne niechodliwych, a jednak) np. temu kto na sygnał pierwszy podniesie rękę lub odgadnie jakąś zagadkę. Nawet w kioskach z gazetami wiszą duże plakaty zachęcające do kupowania np."Evening News - MAN DIED IN ABERDEEN" [reklama bzdurna - ale chodzi o to, by klient zatrzymał się i kupił gazetę]. Edinburgh College of Commerce jest uczelnią odpowiadającą naszej WSE (Wyższej Szkole Ekonomiocznej). Zakres nauczania jest jednak bardzo szeroki. Jest też tzw. Wydział Ogólny, gdzie można uczyć się rysunku, śpiewu, rzeźby itp. Oprócz studiów uczelnia prowadzi mnóstwo kursów-kursików i posiada zapewne poważne dochody z tego tytułu. Zresztą uczelnie ma też inne źródła dochodów np. Uniwersytet w Edynburgu [to największa uczelnia w tym mieście] posiada znaczącą ilość akcji (1/2 ml funtów) w kopalniach Południowej Afryki. Tutaj jest łatwiej być wykładowcą niż u nas. Teksty lekcji są kserowane i rozdawane studentom.
Czasem do ćwiczeń dawane są nawet odpowiedzi. Wykładowcy są bardzo wygodni. Jak nie potrafią odpowiedziec na pytanie, to po prostu odpowiadają "nie wiem", zamiast obiecać, że postarają się odpowiedzieć na następnych zajęciach. Nie wdają się w dyskusję ze studentami, tak jakby odwalali rzemieślniczą robotę wg z góry opracowanego schematu [jest to o tyle usprawiedliwione, że program pochodzi z NCC - National Computing Centre - który przyznaje licencje projektowe]. Chciałbym zaznaczyć, że w trakcie tych studiów piszę na tej maszynie książkę "Zarys historii komputerów", którą mam dostarczyć niedługo po moim powrocie do kraju. Czas mam więc wypełniony "po brzegi". W pracowni języków obcych wisi mapa Niemiec sprzed 1929 r.! Ziemie zachodnie w naszym posiadaniu zaznaczone zostały "znajdujące się pod polską administracją". [Oni zadecydowali o granicach Polski, a teraz pokazują nas tak jakby sami byli Niemcami.] Sposób nauczania jest nieco odmienny niz u nas. Bardzo często [wg mnie za często] stosowane są testy punktowane na specjalnych formularzach. Rodzi to rywalizację pomiędzy studentami i nerwowość. To może jest przygotowanie do tzw. "wyścigu szczurów" w robieniu kariery zawodowej. Nie wiem czy sprzyja koleżeństwu. Od razu daje każdemu miejsce w szyku - Ci najzdolniejsi mogą wypinać pierś, a inni nabawić się kompleksów zanim zaczną się poprawiać . Ja wypadam nieźle. Np. ze statystyki uzyskałem 46 pktów na 50 maks, podczas gdy mój kolega niedawno po studiach WSE dostał tylko 25. Czas testu jest limitowany (np.10, 20 minut). W grupie jest nas tylko 5 osób, dlatego wykładowca od razu szybko sprawdza i komentuje wyniki, podaje liczbę punktów lub procent od maksymalnej liczby punktów. Tutaj certyfikaty obowiązują też dzieci. Jeśli 11-letnie dziecko nie zdobędzie określonej liczby punktów na egzaminie GCE (General Certificate of Education) to nie będzie mogło iść do szkół, dających uprawnienia studiowania. Byłem na przyjęciu u burmistrza (provosta) Edynburga wydanego dla studentów zagranicznych. Było to przyjęcie w "stylu dworskim" - zaproszeni ustawieni zostali w rząd i indywidualnie przedstawiani byli przez mistrza ceremonii burmistrzowi i jego żonie. Rada miejska i burmistrz ubrani byli w uroczyste historyczne stroje "królewskie". Każdy miał przypiętą plakietkę z nazwiskiem, imieniem i krajem. W częsci artystycznej prezentowane były oczywiście szkockie tańce ludowe (tancerze w spódniczkach w kratę). Na stołach jedzenie i wiele słodkich smakołyków. Siedziałem przy stoliku z dwoma małżeństwami studenckimi (niemieckim i hiszpańskim). Zwiedzili już całą Europę, łącznie ze Związkiem Radzieckim. Mieliśmy więc o czym rozmawiać.
Pogoda-przyroda-turystykaWolę naszą polską pogodę od wiecznej jesieni tutaj. Tej zimy ani razu nie było mrozu, ale cały czas jest jednakowo chłodno 2-6 stopni, deszczowo i wietrznie [Edynburg znaczy podobno "miasto wiatrów"]. Miasto jest połozone pośród wzgórz. Na jednym z nich znajduje się zamek królewski Hollyrood Palace, w którym mieszkała Maria Stuart. Była w pałacu ciekawa galeria, niestety oświetlenie było tak marne (skąpstwo szkockie zapewne), że niewiele było widać. Wstęp był płatny, a więc chyba do oświetlenia nie dopłacali.Stale tutaj wieje wiatr - albo od morza (wschodu) albo od zachodu. Powoduje to ciągłe zmiany ciśnienia, co u mnie [niskociśnieniowca] powoduje zmiany nastroju. Generalną zaletą tego stanu rzeczy jest czyste powietrze. Momentami jest słonecznie, ale trwa to krótko (np. godzinę). Mimo to Szkocja jest turystycznie - przynajmniej wizualnie - atrakcyjnym krajem. Jest bardzo zielono, nawet w zimie. Góry są łagodne na ogół i nie pokryte lasami tylko krzewami o różnorodnych kolorach. Daje to rozległą ciekawą perspektywę i stwarza wrażenie obfitej przyrody. Jest dużo jezior, przez co uwydatnia się kolor niebieski. Skały, krzewy i trawy dają wiele odcieni brązu, żółci i zieleni... Szczególne efekty kolorów powstają na wodach jezior. Przejeżdżałem raz samochodem [wycieczkę fundnęła mi moja gospodyni - pokrywałem tylko cześć benzyny] obok jeziora St.Mary's Loch [Loch znaczy jezioro]. Na tafli jeziora odbijał się kolor czarny [od czarnej wypalanej trawy na zboczach gór], brązowy, ceglasty, żółtawy - bo ziemia tutaj ma takie kolory, zielony - od drzew i zielonych traw. Trawy mają często intensywny ciemno-zielony kolor, bo nie spala je słońce a jest ciepło prawie cały rok. Przy domach i na tzw. recreation area jest oczywiście często przycinana i jest tak gruba, że chodzi się po niej jak po gąbce. Niebo ma wspaniałe wyraziste chmury. Na zboczach wzgórz często widać włochate krowy, które pozostają na pastwiskach też na noc. Sporo kamienistych ogrodzeń [zwykle kamienie kładzione na siebie bez spoiny cementowej], zapewne na wypasach dla owiec. Czasem można oglądać sprzęt pozostawiany w czasie prac polowych. Wszędzie pustawo - bez ludzi i domów. W muzeach malarstwa bardzo licznie reprezentowani są impresjoniści (Degas, Pisarro, Renoir), szkoła holenderska i flamandzka. Polskiego nic nie ma. Turystyka w Szkocji jest droga i brakuje infrastruktury. Taniej jest polecieć samolotem do Hiszpanii albo przez kanał La Manche pojechać do Francji (jedna z naszych koleżanek jeździ często do Francji, ale nie kwapi się do nauki francuskiego - sama powiedziała, że nie zna ani słowa w tym języku.
Swoją szansę turystyczną uzyskałem podczas zimowych ferii międzysemestralnych. Zaliczyłem całą północną Szkocję (chyba ponad 400 km na północ od Edynburga]. Najpierw pociągiem do Perth, a potem autobusem do Dundee, a pociągiem do Aberdeen, Iverness, autobusem do Fort Wiliam itd. Bilet na pociąg 2x droższy od autobusowego, a ulgowe bilety dla studentów są tylko na wybrane pociągi dalekobieżne. Zresztą nie do wszystkich miast dochodzą pociągi. Mimo, że to przełom grudnia i stycznia na ogół panowała słoneczna pogoda. W miastach bez śniegu, dużo zieleni jak w lecie. Oczywiście poza górzystym terenem. Bardzo przyjemna jest jazda autobusami. Cały czas blisko morza. Mozna sporo zobaczyć, chociaz zdarzył mi się na jakiejś trasie przypadek, że było to niemożliwe z powodu znacznego zabrudzenia okien. Ciekawie wyglądały osady rybackie, wysunięte w morze - takie małe cyple otoczone falochronami. Wybrzeże jest z reguły pagórkowate, czasem skaliste i "poszarpane" [ chyba są to to klify], ale i zdarzają się idealne równiny (dosłownie promenady) na przestrzeni kilku kilometrów. Nad morzem zdarzają się osady rybackie, ale na terenach w głębi raczej pustawo i nie ma tak zwartych i częstych zabudowań jak polskie wsie. Na ogół pastwiska, pastwiska, pastwiska... rozdzielane kamiennymi ogrodzeniami. Ciekawym miastem najbardziej wysuniętym na północ jest położone w górach Iverness (jest dla Szkotów tym co Zakopane dla nas). Dochodzi do niego ciepły golfstrom, więc przy morzu w środku zimy rozkwitają kwiaty i przebywa tysiące śpiewających ptaków, natomiast strona górzysta jest całkiem ośnieżona i można jeździć na nartach. Jest ciepło i słonecznie. Przez środek miasta przepływa rzeka. Bardzo malowniczo wyglądał zachód słonca. [ Były więc cieplejsze" momenty w tej mojej zimowej eskapadzie]. Jak w większości miast szkockich nie ma tutaj wysokich budynków (najwyższe liczą 5-6 pięter). Mimo turystycznego charakteru więkzość hoteli jest pozamykanych (bo święta), kwatery prywatne (bed and breakfast) zajęte lub czasowo zamkniete z powodu świąt. Dworce autobusowy i kolejowy też zamknięte (również z powodu świąt) dlatego nie mogąc zostawić ciężkiej walizki w przechowalni bagażu musiałem z nią krążyć po mieście w poszukiwaniu hotelu odpowiedniego na moją kieszeń. Znalazłem w końcu po 2 godzinach poszukiwania hotelik, ale zimno ogromne w pokoju. Pokój ogrzewany jest grzejnikiem, uruchamianym przez wrzucanie monet (1 szyling/godz.). Pokój jest tak oziębiony, że temperatura się nie zmieniła nawet po 2 godzinach, zrezygnowałem więc z niego i grzałem się kołdrą w łóżku. W dwułózkowym pokoju nie ma ani lampki nocnej ani stolika! Nie jest to oczywiście duży luksusowy hotel z dużym oswietlonym holem i restauracją, bo na taki mnie nie było stać.
Jednym z najbardziej znanych miejsc w Szkocji jest jezioro Lochness ze słynną legendą o potworze. Był to jeden z moich obowiazkowych punktów tej wyprawy turystycznej. Jezioro leży malowniczo wśród wzgórz (z reguły nie zalesionych, teraz (w porze zimowej) pokrytych śniegiem. Droga biegnie tuż przy urwistym brzegu. Akuratnie był zachód słońca. Kapitalnie to wygladało, ale niestety nie było przystanków "widokowych" i autobus bez zatrzymywania przemykał obok jeziora. Jezioro ciągnie się ok.40 km,ma głębokość ponad 200 m, ale nie jest zbyt szerokie (kilkaset metrów). Loch Ness Monster podobno po raz pierwszy ukazał się w 1932 roku. Sami Szkoci się z tego śmieją i twierdzą, że ukazuje się on niektórym w piątki wieczorem po wypłacie tygodniówki (czyli w domyśle po kilku piwach). Jezioro to nigdy nie zamarzło, ale zimy nie są tutaj zbyt mroźne. Turystyka jest więc tutaj dla zahartowanych twardych turystów lub bogatych ludzi jeżdżących swoimi samochodami. Nawet poza miasto trudno wydostać się pieszo, gdyż większość dróg jest prywatnych i wstęp na nie jest wzbroniony. W Edynburgu próbowałem i w końcu musiałem wybrać autostradę aby po niej pieszo przejść parę kilometrów i wydostać się z miasta! Nigdy nie spotkałem tutaj pieszych turystów, mimo iz często to okolice górskie. Szczególnie trudno jest zwiedzać w zimie. W hotelikach brak jest podwójnych okien a nawet pojedyncze są bez uszczelnienia (w jednym pokoju w którym mieszkałem w oknie była 2 cm szpara na wylot). Ogrzewa się pokoje poprzez płatne (wrzutowe) piecyki. Jest tak zimno, że widać lecącą parę z ust.
Z ogrzewaniem nie jest najlepiej nie tylko w hotelach. Szkoci chyba są w tym względzie wyjatkowo oszczędni. Autobusami przejechałem kilkaset kilometrów w zimie ale żaden nie był ogrzewany! Komunikacja publiczna wygląda tutaj dziwnie - przynajmniej dla mnie. Na dworcach kolejowych nie ma głośników, a na pociągach nie ma "szyldów" informujących o trasie pociągu (np. stacji końcowej). Wychodzi facet i coś tam krzyczy, oczywiście w dialekcie szkockim tak, że nic nie mogę zrozumieć. Na dworcach autobusowych nie ma wywieszonych rozkładów jazdy [chlubnym wyjątkiem był tutaj dworzec w Aberdeen], natomiast na poszczególnych stanowiskach są wywieszone nazwy miejscowości, do których chodzi autobus z danego stanowiska. O informacje szczegółowe nalezy się pytać w okienku "informacji", w którym pracuje jedna osoba przyjmująca bagaże (bo jest to równoczesnie przechowalnia bagażu), pocztę (bo jest to też poczta).
Wszędzie zwiedzam muzea. Są to z reguły miejsca, gdzie "wszystko" można zobaczyć. Egipskie mumie, australijskie bumerangi, latające ryby (mają płetwy jak skrzydła i mogą przeleć z szybkością 50 km na godz. ok.120 m), ryby-piły, różne chinskie i afrykańskie przedmioty oraz ... obrazy (np. w Dundee z włoskiej szkoły XVI-XVII w.). "Normalne" (bez akwarium i ptaków) muzeum sztuk pieknych było w Aberdeen. Byłem tez w tak rzadkim muzeum jak MUZEUM DZIECIŃSTWA - było nawet spore. Uzbierano sporo lalek z ubiegłych stuleci, strojów lalek i dzieci, różne zabawki. Znajdowała się tam też kolekcja małych butów, domki o wysokości i ok metra (z przekrojem aby można było oglądac wnętrza). Był zbiór jaj różnych ptaków (!) - największe były jaja łabędzie (chyba 15 cm długości), ale były też wielkości ziaren grochu. Zaskakujace zestawienie. Z pogodą bywa różnie. Zdarza się, że deszcze padają ciągle przez kilka dni, ale niebezpieczeństwa powodzi nie ma bo wszystko spływa do morza. Jak tak pada, rozmowy zaczynają się zwykle od pogody. W windzie jak nieznana osoba do mnie zagada, to wiem, że mówi coś w rodzaju: "tak pada; wekend będzie nieudany" itp. Ludzie są bardzo ugrzecznieni. Raz po raz słyszy się "sorry", albo "thank you very much", a w sklepach oczywiście "Yes, sir". Inne wychowanie, niż u nas. Nie wiem na ile to wpływa na prawdziwe relacje pomizy ludźmi. Społeczeństwo jest bardziej usportowione i "towarzyskie" niż nasze. Dorośli mężczyźni stowarzyszeni są w licznych klubach golfowych i cricketowych, nie mówiąc o popularności piłki nożnej i rugby. Boisk ogólnodostępnych jest wszędzie pełno i w dni wolne rozgrywanych jest na nich mnóstwo meczy amatorskich. Boiska golfowe przeznaczone są raczej dla elity - znajdują się zwykle w pieknych parkach wysoko ogrodzonych, do których wstęp mają tylko członkowie. Cricket jest podobny do naszego palanta czy baseballu. Stanowi popularną dyscyplinę sportową i rozgrywane są nawet mecze międzypaństwowe przy wypełnionej szczelnie widowni (widziałem w TV).
Tutaj na ulicach ciągle trwają akcje charytatywne: na niewidomych, na walkę z rakiem, na wycieczki dla biednych dzieci itp. Jeszcze inni rozdają ulotki protestujące przeciwko rządowym ustawom przeciwstrajkowym. Angielski Szkotów jest dziwny. Na przykład, "r" wymawiają nie tylnogardłowo, lecz jako bardzo ostry dźwięk przedni. Oczywiście mają tez "swoje" słownictwo, tworząc swoisty dialekt jezyka angielskiego. Nie spotkałem osobiście nikogo kto mówiłby tutaj po celtycku. Podobno na zachodzie Szkocji dużo ludzi mówi językiem galickim (jest to język celtów szkockich i irlandzkich). Słuchałem w TV piesni szkockie, mają dużo motywów jakby wschodnich (Celtowie to lud wędrownych wojowników - kiedyś w Azji Mniejszej założyli państwo Galackie, w Europie spod Alp zostali chyba przez imperium rzymskie zepchnięci na wyspy brytyjskie). Narodową tkanina szkocką jest tartan - czyli wełniany materiał w kratę. Kiedyś każdy ród szkocki posiadał swój wzór kraciasty i nosił spódnice (kilts) z tego materiału. Teraz też widuje się młodych i starszych Szkotów (szczególnie w soboty i niedziele) w spódniczkach, noszą z reguły wtedy specjalne czapki, podkolanówki i różne ozdoby. Jest wiele sklepów, w których te rzeczy są sprzedawane. Szkoci kochają więc tradycję. Są dosyc hałaśliwi, na ulicach śmiecą wszędzie gdzie się da (niedopałki, pudełka od papierosów i zapałek rzucają po prostu na chodniki). Czasami biją się nawet na ulicy (w piątki popiwszy sobie po wypłacie tygodniowej). Lubią popić i pojeść (są zreszta dobrze zbudowani - takie rumiane rudawe chłopaki), mówią byle jak (podobno nie przestrzegają gramatyki i prawidłowej wymowy). Ci co nie pracują w fabrykach to nie narobią się tak jak u nas rolnicy. W polu dużo roboty nie ma, bo hoduje się tutaj owce i krowy [często nocują na ogrodzonych polach - nie trzeba więc przeganiać i pilnować]. Właściwie nie ma tutaj święta zmarłych. 6 listopada jest tzw.remember day, ale nie jest to święto cmentarne, lecz defiladowo-kościelne odnoszone do wydarzeń wojennych. Anglia to byłe mocarstwo. Teraz pozostały im tylko uroczystości. Lubują się w paradach i strojach wojskowych. Z Polakami nie mam kontaktu. Zwykle są tutaj kombatanci polskich wojsk alianckich walczący z Niemcami podczas II wojny światowej. Zaglądnąłem raz do baru w polskim klubie katolickim. Prowadziła go mama jednej ze studentek uczelni, w której odbywałem studia podyplomowe. Podała mi adres. Napiłem się piwa, zamieniłem parę zdawkowych zdań z jakimś Polakiem miejscowym. Nikt nie interesował się krajem i nie zadawał pytań. Raczej unikają przybyszy z Polski, gdyż chyba boją się inwigilacji. Słyszałem, że w Edynburgu bardzo znani są z fachowości polscy krawcy. Do jednego z nich chodzi moja gospodyni i nie moze nachwalić się jego grzecznością i fachowością. W Glasgow Polacy prowadzą warsztaty samochodowe, pralnie i są szewcami. Mają inne problemy niż my. Nawet nie wiedziałem, że istnieje tutaj spore bezrobocie ( w TV widziałem liczbę 700 tys. bezrobotnych). W katolickiej dzielnicy Belfastu bezrobocie wynosi 45%. Narzekają ludzie na stały wzrost cen. Mnożą się strajki. Daily Telegraph pisze, że nie było takiej sytuacji od 1926 roku.
Jednym słowem taki wielki niepokój w całym kraju mimo względnego dobrobytu. Coś czego jeszcze nie znałem.
W środkach masowego przekazu strajki są jakby bagatelizowane. Wprowadza się tematy zastępcze, np. o zagrożeniu strefy Oceanu Indyjskiego [a ściślej - krajów tej strefy będącej we "władaniu" brytyjskim - czyli Indii, Cejlonu itp.] przez Rosjan i konieczności zwiększenia wydatków na zbrojenia. Więcej niż o strajku jest w radiu i prasie na temat zwycięstwa nad Australią w krykiecie! Co parę godzin dziennie przekazywana jest ta wiadomość. Telegramy nie są doręczne za wyjątkiem takich wiadomosci jak śmierć w rodzinie itp. Żeby nie było za dobrze to nieczynne są linie lotnicze BEA (British European Airlines) z powodu strajku pracowników technicznych. Organizowane są też strajki przeciwko ustawie przeciwstrajkowej, a nawet w związku z nią podłożono bombę w domu ministra pracy. Chcąc wysłać list do domu musiałem pojechac na lotnisko i poprosić Irlandczyka (notabene kibica rugby - pojechałem tam zaraz po meczu Irlandii ze Szkocją w Edynburgu) lecącego do Dublina o wysłanie mego listu. Innym razem usiłowałem wysłać list do Polski przez konsulat w Glasgow - udało mi się przekazać list jednemu mieszkańcowi Edynburga, który dojeżdża do pracy w Glasgow (70 km!). Najpierw rozmawiałem telefonicznie z konsulem; obiecał, że prześle pocztą dyplomatyczną albo sam zabierze (bo wybierał się za parę dni do kraju), ale "pani" z sekretariatu konsulatu odmówiła przyjęcia mojego listu od tego Pana. [tak wyglądała więc opieka konsulatu nad obywatelami swojego kraju przebywającymi na delegacji służbowej - notabene jak byłem w Glasgow osobiście to rozmawiałem z tą panią na temat ew.posrednictwa pocztowego.] Chciałem też dzwonić do Polski do mego miejsca pracy [w domu nie mamy telefonu], aby przekazali żonie ode mnie wiadomości. Niestety, strajkowała w Edynburgu centrala telefoniczna [nie ma tutaj automatycznego połaczenia międzynarodowego]. Zostałem więc całkowicie odcięty od rodziny. Akurat wszystkie te nieszczęścia musiały się wydarzyć teraz - podczas mojego pobytu! Z powodu strajku pocztowców masowo bankrutują mniejsze firmy, które nie stać na prywatnych kurierów i gońców oraz prywatne samoloty.
Strajki są tutaj nieźle rozwinięte. Strajkują też kolejarze, rozwoziciele pieczywa, personel techniczny linii lotniczych, pracownicy Forda (5 tygodniowy strajk), nauczyciele, przerywane są dostawy energii elektrycznej (z powodu odmowy pracy personelu w godzinach nadliczbowych) itp. itd. Napięcie społeczne jest tak duże, że dochodzi do bójek podczas dyskusji w telewizji publicznej. Usługi pocztowe i bankowe są tutaj bardzo rozwinięte. Co krok malutki urząd pocztowy z 1-2 osobową obsługa. Nie wydają mi pokwitania wysłania paczki do domu (jakże więc mam reklamować np. zaginięcie przesyłki?), natomiast muszę przedstawić na piśmie wykaz wszystkich rzeczy w paczce i ich wartość (zapewne ze względu na procedurę celną). Mam konto bankowe, na które wpływa moje stypendium. Dziwne, iż przy podejmowaniu gotówki w banku nikt nie żąda ode mnie żadnego dokumentu (chyba mają wzór podpisu). Trzeba przy wyjazdach zabierać ze soba więcej gotówki, bo w oddziale banku innym niż tam gdzie się zakładało rachunek wypłacają tylko do 10 £ a na dodatek chcą zabrać książeczkę bankową i każą się po nią zgłosić do banku w miejscu zamieszkania (w moim przypadku w Edynburgu). Mnie w Perth udało się ją odzyskać po kilkunastu minutach, gdyż usilnie zaprotestowałem [widocznie zadzwonili do mojego banku i upewnili się jakoś, że to jestem ja -właściciel konta, a nie oszust. [Chyba więc systemy bankowe nie są były wówczas -1970 rok- sprzężone siecią telekomunikacyjną]. Obsługa klientów w bankach jest trudno dostępna. Otwarte są np. w dniach poniedziałek-środa tylko 4 godziny (8,30-11,30 i 13,30 - 15,30), zamykane w soboty i niedziele. To chyba niepracujace żony wybierają te pieniądze, bo mężowie pracują zwykle do 17ej, a w porze lunchu - wtedy jest przerwa w pracy - banki są zamknięte. Bardzo rzadko są w ścianach banków "dziury" do wydawania pieniądzy na karty bankomatowe [to był dopiero początek tego typu usług - zapewne dotyczył tylko klientów danego banku i były to karty papierowe (z twardego kartonu) z kodem kreskowym lub perforowane - plastikowe karty magnetyczne pojawiły się dopiero w połowie lat 70-tych]. Zdarzają się tutaj różne ciekawe rozwiązania komunikacyjne. Na przykład w Aberdeen, w centrum na skrzyżowaniach zapalają się na wszystkich przejściach takie same światła. Jak się zapalą zielone, to przechodnie przechodzą skrzyżowania w poprzek (od razu do przecznicy, która pragną iść po opuszczeniu ronda). Bardzo upraszcza to sprawę. W Szkocji jest duzo uczelni. Każde miasto posiadające ponad 50 tys. mieszkańców ma uniwersytet i są one w dużych miastach (Glasgow, Edinburgh) spore (co najmniej 10 tys. studentów). Podobał mi się bardzo uniwersytet w Aberdeen, składający się ze wspaniałych gmachów. Młodzież często dostaje stypendia, a więc szansa studiowania jest duża. Niestety nie wszystkie uczelnie posiadają akademiki, a 10 £ tygodniowo za wynajęcie pokoju to niezłe obciążenie dla przeciętnej rodziny (np. przy 27 £ wynagrodzenia tygodniowego). Kościołów różnych wyznań jest wiele (anglikański, szkocki, free-church itp.) i ludzie chodzą na swoje nabożeństwa. W niektórych kościołach przy wejściu stoją jakieś osoby (zapewne duchowne), które witają przybyłych i zamieniają z nimi parę zdań. Do takich przybytków nie ośmielałem się wchodzić. W niektórych kościołach stosowana jest ta procedura po zakończeniu nabożeństwa. Budynki kościelne wykorzystywane są do organizowania odczytów, bazarów (szczególnie przed świętami) i zabaw (z piciem alkoholu i tańcami). Sam skorzystałem z tego i na jednym z bazarów kupiłem parę tomów poezji angielskiej, z których największy ( antologia - ponad 1000 stron ) podarowałem gospodyni. Kościoły tutaj uczestniczą więc bardziej w życiu publicznym czy społecznym niż u nas.
Byłem też na uroczystym nabożeństwie w kościele anglikańskim. Przy wejściu każdy może wziąć śpiewnik, psałterz i modlitewniki. Z reguły są też stoiska z widokówkami. Na ścianach wiszą spisy pozycji śpiewnika, które będą śpiewane. Cały kosciół zapełniony krzesłami z miękkimi siedzeniami, przed którymi leżą miękkie klęczniki. Nie ma ministrantów w naszym rozumieniu. W prezbiterium umiejscowiony jest chór dziecięco-meski. Śpiewane teksty są wyłącznie po angielsku (nie ma łacińskich) o treści zbliżonej bardzo do kościoła rzymsko-katolickiego (jerst ojcze nasz, wierzę w Boga, Baranku Boży...). Do komunii przystępują wszyscy (nie ma spowiedzi, widocznie wystarczy wyrazic skruchę) przyjmując płatek i wino. Zapewne wzbudziłem sensację nie uczestnicząc w komunii. Rodzice podchodzą do komunii razem z małymi dziećmi, które ksiądz (pastor) tylko błogosławi. Na święta wielkanocne poszedłem na nabożeństwo do kościoła rzymsko-katolickiego. Nie było urządzonego grobu. Usługiwało tylko dwóch ministrantów. Ściany białe bez malowideł. Wygodne ławki z miękkimi klęcznikami [ u nas to rzadkosc a tutaj taki standard w kosciołach niezależnie od wyznania]. Ludzi stosunkowo mało. Koło mnie jakieś dziecko hałasowało bez przerwy puszczając na ławce samochodzik a matka i inni nie zwracali na to uwagi ... Różnorodność wyznań religijnych wpływa tutaj na tworzenie się odrębnych grup społecznych. Nie tylko chodzi o to, że czasem zamieszkują one odrębne dzielnice miasta, ale również wyraża się to w sporcie: istnieją kluby protestanckie i katolickie, np. w Glasgow - Rangers (kat.) i Celtic (prot.), w Edynburgu - Hearts i Hibernians, w Liverpool: Everton i Liverpool. Czesto dochodzi do starć pomiędzy kibicami. Do historii przeszedł wypadek na Aibrox, w Glasgow kiedy na meczu pomiędzy Celtic i Rangers zginęło ponad 60 osób. Komunistyczny ruch tutaj istnieje gdzieś w lekkim ukryciu. Partia komunistyczna jest słaba. Nie ma żadnego posła w parlamencie. Wydaje organ prasowy, ale sprzedawany jest tylko w dużych kioskach z gazetami. Skłonności do protestowania są tutaj wręcz ogromne. Szczególnie na tle tzw. wolności osobistej. Na przykład protestowano przeciwko spisowi publicznemu (organizowano demonstracje, palono publicznie arkusze spisowe) jako formie zbierania informacji o obywatelach [ skąd notabene maja władze mieć te informacje skoro obywatele nie posiadają dokumentów identyfikacyjnych - poza tymi którzy maja prawa jazdy oraz cudzoziemcami np.takimi jak ja, którzy otrzymują specjalny dowód i co jakiś czas muszą meldować się na policję]. Podobnie protestowano w przypadku żądania wypełniania dokumentów przez obywateli przy zakładaniu kont bankowych.
Jestem informatykiem, wypada więc skomentowac zjawiska związane z komputerami. Usługi komputerowe widać dosłownie na ulicach. Duzo biur firm komputerowych ICL, Honeywell, NCR [które kiedyś bardzo znaczyły na rynku], napotkać można na chodnikach skrawki tabulogramów [wydruków], taśm i kart dziurkowanych, w prasie pełno ogłoszen o naborze analityków i programistów. W usługach bankowych w obsłudze nocnej stosowane są czeki perforowane i wchodzą już w użycie czeki z nadrukami magnetycznymi. Za gaz i elektryczność płaci się rachunkami z pismem do odczytu optycznego [ludzie się skarżą, że muszą je wysyłać w specjalnych kopertach, aby się nie gniotły]. W sklepach odzieżowych do artykułów podwieszane są wywieszki perforowane, automatycznie odczytywane przy sprzedaży. Zastosowania komputerów są otoczone nimbem. Byłem w Edynburgu na odczycie prof.Michalsona z Uniw.Edynburskiego w Computer and Society City Chambers. Na odczycie tym był obecny lord Edynburga oraz przedstawiciele senatu. Była wielka pompa - mowy powitalne, wielokrotne wstawanie z miejsc itp.
Psychicznie żyje mi się ciężko bez rodziny, nie mogę wytrzymać jak listy nie przychodzą (np. z powodu strajku pocztowców), niepokoję się o wszystko co może się wydarzyć z domu (choroby dzieci, wypadki możliwe i niemożliwe...). Na ścianie zawiesiłem rysunki (jest ich aż 9) mojej 5-letniej córeczki Edytki. Są piękne i pomagają mi przetrwać okres rozłąki. Szczególnie ten przedstawiający nasz pokój w Krakowie z telewizorem i bardzo kolorowymi kwiatami. Jak spoglądnę na niego to "przenoszę" się nieświadomie od razu do bliskich mi osób. Podoba mi się też bardzo parowiec malowany farbami (a nie kredkami). Nie mogę doczekać się zabawy z dziećmi na dywanie. Przepadam za kupowaniem prezentów dla ukochanych osób.Mam już prezenty dla dziewczynek. Mianowicie Edyta dostanie dużą na 35 cm wysoką lalkę, z zamykanymi oczyma, z jasnym włosem. Jest miekka, pijąca i siusiająca oraz siedząca na wysokim plastikowym krześle ze stolikiem. Będzie mogła ją karmić jak prawdziwe dziecko. Dla Nikunii (jest tak mała, że mogła mnie już troszkę zapomnieć) mam komplet plastikowych miseczek do układania wieży. Są w różnych kolorach i różnej wielkości (od 3 do 20 cm). Nadają się chyba też do zabawy na basenie i w piaskownicy. Moja żona dostanie piekny kostium z acrylenu oraz komplet (sukienko-sweter i spodnie) wyjściowy na chłodniejsze dni. Ponadto materiał na garsonkę. A co dostanę?...Jak wrócę będę miał wreszcie swoje dziewczyny do pieszczenia i kochania. W jednym z listów pod koniec mego pobytu w Szkocji napisałem w liście do żony: "I love only you and I wait for you to last days of April [wracałem wtedy do domu] and all my life. You can be quiet I'll walk out on you never never" Koniec opisu pobytu w W.Bryt. |
PRL - do lat 80-tych włącznie |
Czy do wyobrażenia są w dniu dzisiejszym (2017) takie "rzeczy" jak:
|
Polska PISowa 2019-2020 |
kwiecień 2019
|
|
|
KORONAWIRUS
(kwiecien 2020) *marzec 2020 siedzimy teraz w domu, nie wychodząc (dozwolone są tylko wyjscia do aptek i sklepów spożywczych)- porobiłem przedtem zakupy osobiscie (lekka panika zakupowa - wszędzie wykup papieru toaletowego, oleju kujawskiego -kupiłem 2 ostatnie butelki, ....) *14 marca - odwolany koncert 10 tenorów w ICE na ktory mielismy bilety *20 marca - odwołany koncert Carlosa Santany w Tauron Arena *2kw2020 - samochody policyjne z megafonami : policja informuje stan epidemiologiczny nie wychodzcie jesli nie jest to konieczne jesli - odleglosc 2 m od drugiej osoby osoby nie stosujące się do nakazu będą karane *9 kw 2020 policja zatrzymuje samochody jadące do Zakopanego na święta wielkanocne - zakaz przemieszczania się i karze mandatami (od 500,-) rowerzysta zatrzymany na bulwarze nadwiślanym w Krakowie został ukarany grzywną chyba 10 tys albo 30 tys. bo odmowil zaplacenia 500,- a więc bez stanu wojennego -a jest tylko stan epidemiologiczny-ustanowione są nowe prawa - postanowienia premiera a nie ustawy prawie stan aresztu domowego: wychodzę tylko po chleb czasem po jabłka w masce i rękawiczkach albo do paczkomatu ale w sklepach dostępne jednorazowe rękawiczki, wozki są dezynfekowane ludzie stoją na zewnątrz w odleglosci 2m seniorzy 10-12 godz. ale w 1m dniu wprow. ogr. kolejka seniorów na 3 godz. stanie po koszyk *10kw2020 piękna pogoda a trzeba pozostać w domu, z daleka przez szybę widzę kwitnące forsycje, święta wielkanocne bez rodziny - pozostaje kontakt przez hangouts ...... urodziła się nam wnuczka - jeszcze jej nie widzieliśmy osobiście - tylko zdjęcia przez Gmaila *18kwietnia od paru dni obowiązuje zakladanie maseczek po wyjściu z domu - w Żabce (chirurgiczne) medyczne były po 1,65 zl ale błyskawicznie zniknęły. Na pętli tramwajowej ktoś robi interes bo takie same są po 6,90 i 8,90 ! marszałek sejmu Pani Witek zignorowala propozycje prezesa PSL Kamysza aby sejm uchwalił ustawę o bezpłatnych maseczkach dla ludności! TVP i radio ostatnio przestały podawać liczbowe dane o zakażeniach i zgonach (a przybywa ich znacznie!)chyba chodzi o przygotowanie-uspokojenie "narodu" przed korespondencyjnymi wyborami prezydenckimi w maju! (że niby pandemia opada). *21kwiecien od wczoraj dozwolony wstęp do parków i lasow w "gazecie krakowskiej" ukazal sie wywiad z pewnym ordynatorem szpitala w Dąbrowie ...,ktory twierdził, że epidemia koronawirusa nie istnieje, a w całej Polsce był tylko 1 przypadek choroby zas we Włoszech zaledwie 3 ! tak jakby te kilkadziesiąt tysięcy zmarłych było zmyśleniem OGOLNE wielu epidemiologów: 20-60% populacji zostanie zakażonych przebieg ch. 80% łagodna postać śmiert. 1-3% (? - Włochy -prawie5%) po czątk.1-1,5 m a potem nawet 5 m odległości od osoby zakaż.,w Polsce - 2m POLSKA 6 marzec 1ch. 480 kwarant. 676 testów 14 marzec - zamknięcie szkół uczelni restauracji, kin, teatrow meczy piłk. itp. koncertów 12 III 50 1 1200 kwarant. tylko 2 tys. testów zrobiono 15 III rano-104, wiecz.125 ch. 3 zgony ponad 7000 kwarant. 25000 pod nadzorem 17 III 238 5 18 III rano 246 10 kw rano 5575 174 zg. Krakow 137 zakaż, .................pandemia się nie kończy a rozwija 21 pazdziernik w Polsce ogołem 202579 zakażeń 3851 zgonów ostatnia doba 10040 130 w małopolsce 1315 w kwarantannie 335060 mają być tworzone szpitale na stadionach (w pomieszczeniach przeznaczanych na konferencje) 1 listopada 2020 żywych ani zmarłych nie można odwiedzać - zamknięte cmentarze 31.X.-2listopada 2020 zamiast wizyty na grobach wielotysięczne masowe protesty na ulicach w związku z decyzją trybunału konstytucyjnego w sprawie aborcji (dozwolona tylko w przypadku zagrożenia życia matki lub zajścia w ciążę wskutek gwałtu albo kazirodstwa). Protesty są skierowane przeciwko PISowi, szczególnie Jaroslawowi Kaczynskiemu i kościołowi. Dom Kaczyńskiego chroniony był - kobiecą demonstracją - przez kilkadziesiąt radiowozów i 600 policjantów! 18listopada 2020 zakazenia dobowe 23975 (kilka dni temu było prawie 28tys.) zgony 637 (najwięej od początku pandemii) zakazenia ogółem 796798 zgony 12088 wyzdrowienia 361884 25 styczeń 2021 w środę mam miec szczepienie - zarejestrowałem się 15 stycznia (1szy dzień rejestracji dla 80+)- dostałem termin od razu (potem poprawiono z 25 na 28), ale Miła (70+) tez rejestrowala sie 1szego (22 stycz.) dnia dla tej kategorii wiekowej i do tej pory nie ma reakcji. Firma Pfizer zmniejszyła dostawy i to chyba jest powód. 10 paźdz.2021 Jestem już zaszczepiony p/Covid-19 trzeci raz. 10 grudzień2021 Koronawirus dopadł naszą rodzinę mimo zaszczepienia. Przemek i Milenka są na pewno zarażeni, dzieci też chorują (Emilka 40 st.c) ale nie wiadomo na co. Przemek jakoś mniej był chory, ale Milenka bardzo (słaba, bardzo kaszle,...). Wszyscy na kwarantannie. Od czasu do czasu my i rodzice Przemka zaopatrujemy ich w jedzenie. Nie są na etatach, lecz na indywidualnym biznesie (prawnik, psycholog) - jak nie mogą mieć klientów to nie zarabiają. Staramy się trochę pomóc. Są na kwarantannie. 29 grudzien 2021 Mnożą się odmiany koronawirusa doszły Delta i Omikron. Potrafią nawet równocześnie zarazić te same osoby. W Polsce śmiertelność w stosunku do liczby oficjalnie podanych zakażonych jest wysoka (ok.4%) i sięga już prawie 100 tys. osób. 21 styczeń 2022 Nas też dopadło! Moja żona Miła tez była zarazona (od 10 stycznia). Wykryliśmy go szybkim testem kupionym w Rossmanie. Ma duży katar, na początku temperatura > 38st., ból głowy, złe samopoczucie . Teraz jest lepiej, ale katar nie chce ustąpić mimo brania 2ch syropów. Ponadto Milenka dala nam parę supplementów chyba z apteki mamy Przemka. Ja nie sprawdzałem się testowo, O dziwo czuję się bardzo dobrze. Mój katar przeszedł. 16maj 2022 Wczoraj ogłoszono koniec epidemii w Polsce. Mamy ok.100 zarażeń dziennie a umarło ok.100 tys. osób. W USA zmarło milion osób a więc chyba podobne propopcje w stosunku do liczby ludności. |
PRZEMIJANIE"Postępujesz naprzód, a twoim śladem nieodstępnie i niepostrzeżenie posuwa się czas. Aż przychodzi chwila, w której postrzegasz przed sobą smugę cienia ostrzegającą cię, że dzień pierwszej młodości dobiegł już końca." (Joseph Conrad -Konrad Korzeniowski "Smuga cienia") Niedawno był 1 listopada. Odwiedzamy zawsze w tym dniu jakiś cmentarz, zapalamy lampki i jakby "pozdrawiamy" tych z rodziny których juz nie ma z nami. Czasem mam wrażenie jakbym odwiedzał "swoją" siedzibę - już powoli czas przywyczajać się do tego. Wyobrażam sobie, że przychodzą do mnie Ci, którzy jeszcze są .. jak reagują wnukowie -malutki Antoś i już uczeń Julian ...oraz raczkująca Emilka.Czas mija i zmieniają się zwyczaje. Kiedyś dostawaliśmy od dorosłych dzieci karty ozdobne z życzeniami świątecznymi, imieninowymi, urodzinowymi...Ustawialiśmy je na stoliku w salonie i wydawało się nam, że nasze dzieci sa z nami. Teraz dla niektórych z nich wystarcza wysyłanie maila oczywiscie. ratują nas rozmowy telefoniczne Wielkie szczęście, że mamy wnuka Julianka na miejscu. Wrażliwy, pamiętający o dniu dziadka...wręcz entuzjastycznie witający nas dziadków przy spotkaniach. Taki wnuk, ktory jest dla mnie wart co najmniej tyle ile własna córka. Prawda jest taka, ze jak coraz mniej jest przed nami, to obserwujemy jego rozwój, wspomagamy i chcielibyśmy wiedzieć co przed nim ...20 marca tego roku urodziła się wnuczka Emilka, Niestety z powodu koronawirusa widzieliśmy ją tylko kilkakrotnie z odpowiedniej odległości albo przez hangouts na laptopie. Ciągle śpi i rzadko otwiera oczy. Jest ładniutka ... Przemija się rozmaicie
Albo TO nadchodzi nagle i kwestia zostaje zamknięta, albo TO trwa i trwa angażując nasze myśli, nadzieje i depresje. Myślisz, że czas powoli "zamykać" podwoje, aby następni mieli mniej do sprzątania. Co jakis czas usuwane są z biblioteczki przeczytane książki (szczególnie w języku rosyjskim - np. dzieła Dostojewskiego, biblioteka filozofów...) a z piwnicy znikają rzeczy ewidentnie niepotrzebne (np.stary 15" monitor płaski jeszcze sprawny ale z wyblakłymi kolorami, radia sprzed lat - w ogóle radio jakby odchodziło do lamusa... razem z nami). Zdarza się, że w biblioteczce odkrywasz książki kupione 50-60 lat temu, o których zapomniałeś że są. Ich lektura czasem jest samą przyjemnością. Nawet jak masz zdrowy duch, to hasło "zdrowy duch w zdrowym ciele" zaczyna kuleć jednostronnie. Jakbyś nosił czasem czapke "niewidkę" - niezauważalny w tramwaju obsiadłym kompletnie przez krzepką młodzież - unosisz się od czasu w powietrzu przy nagłych zahamowaniach i dzięki uchwytowi na górnej rurze nie zdołasz ulecieć do nieba. Czasem któraś dziewczyna (prawie nigdy młodzieniec) ustępuje miejsca. O tym, że się starzejemy świadczy utrata wiedzy, którą kiedys posiadaliśmy. Np. zupełnie straciłem orientację w tym dziale matematyki, który znałem jako tako 60 lat temu. Chodzi o rachunek całkowy i rózniczkowy. Zupełnie wylecialy mi z głowy nawet elementarne pojęcia w tym zakresie. Nie były mi nigdy potrzebne. Wydaje się, że pierwszymi ważnymi symptomami starzenia się są takie objawy jak niedomaganie nóg oraz zawroty głowy. Ciężkie nogi odbierają ochotę na spacery (a ruch jest b.ważny) a zawroty głowy przypominają że mózg zaczyna nie nadążać za ciałem. Potem dochodzą problemy z oddechem po szybszym przejściu kilkuset metrów - a tak lubiłem szybko chodzić! . | ||
"Nie jest możliwe, aby zniknąć z tego świata zupełnie gdyż każdy z nas jest częścią składową dużego, nadrzędnego tworu myślącego, który istnieje przez to, że stale na nowo siebie stwarza, dlatego dokonuje teraz tak szybkiego, piorunującego wręcz rozwoju, aby coś ustalić, a potem się odrodzić, przy czym, aby się odrodzić, będzie potrzebował on niejako młodszych od siebie, swoje wcześniejsze stadia rozwojowe, niejako wcześniejsze ogniwa, jakie się na niego składają, jako że twór ten jest czasowo-przestrzenny,czyli dokona on re-utylizacji, albo jak kto woli reanimacji nas samych." (A.Brodziak "Jesteś nieśmiertelny")
10 paźdz.2021 Jestem już zaszczepiony p/Covid-19 trzeci raz. Niedługo będę mieć operacje usuwania zaćmy. W sumie nie narzekam na zdrowie chociaż ostatnio bardziej kręci mi się w głowie przy wstawaniu. Za tydzień kończę 83 lata.Tyle ludzi umiera wcześniej. Czuję jakbym wygrał los na loterii. Może ten los loteryjny w ten sposób wynagradza mi trudny okres dzieciństwa - kiedy w 1946 roku umarła Mama a 5 lat później Tato. Musiałem "stwardnieć" na tyle, aby samemu przebijać się do przodu wbrew trudnościom. Wiedziałem, że przede wszystkim muszę skończyć studia. W szkołach byłem prymusem a więc była szansa przejścia tego etapu bez trudności. Ale od początku musiałem walczyć z przeciwnościami. Był rok 1956. Kończyłem technikum handlowe w Jarosławiu. Chciałem iść do Wojakowej Akademii Medycznej w Łodzi, bo zawód lekarza wydawał mi się najbardziej odpowiedni a ponadto miałbym zagwarantowane utrzymanie jako żołnierz. Aby odpowiednio się przygotować co najmniej przez kilka miesięcy przed terminem egzaminów uczyłem się biologii i chemii, głównie z materiałów i podręczników które dał mi starszy o rok kolega Tadeusz już studiujący w Łódzkim WAM. Wysłałem dokumenty do WAM i dostałem pisemną odpowiedź, że ze względu na nieodpowiednią szkołę średnią nie zostałem dopuszczony do egzaminu wstępnego. No to wobec tego wysłałem "papiery" do Wydziału Inżynieryjno-Ekonomicznego Politechnki Warszawskiej. Miał trochę wspólnego z profilem mojej szkoły średniej, a więc może ... Nie odesłali mi dokumentów ani nie otrzymałem odpowiedzi odmownej. Więc przygotowywałem się do wyjazdu. Ponieważ nie miałem zbyt wielu rzeczy osobistych, profesor Czarny ( mój ulubiony nauczyciel uczący księgowości - darzący mnie zaufaniem gdyż czasem jako bardzo dobry uczeń nawet go zastępowałem w młodszych klasach jak był nieobecny w szkole) znał moją sytuację materialną oraz plany - zaprosił do domu, otworzył szafę, kazał wybrać kilka ręczników a może i inne rzeczy o których teraz już nie pamiętam. Rzeczy rzeczami, ale przede wszystkim trzeba było mieć pieniądze na pociąg. Zarabiałem je na tzw. szarawarku czyli pracy dla kogoś tytułem odrabiania jego podatków. W tym przypadku był to Kościół Parafialny. Zatrudniony zostałem przy pracach drogowych, nota bene blisko mojego domu. Pamiętam upał był niesamowity (czerwiec)- dostałem chyba lekkiego udaru słonecznego i w dodatku niesiony przeze mnie ciężki krawężnik osunął się po mojej kości piszczelowej, skrobiąc ja i powodując niesamowity ból. Chyba musiałem krótko po tym zrezygnować, ale pieniędzy jakie dostałem z kościoła wystarczyło na bilet do Warszawy (tam i z powrotem). W odpowiednim terminie przybyłem na politechnikę, a tam ... zwrócono mi do dokumenty nie dopuszczając do egzaminu też z powodu ukończenia nieodpowiedniej szkoły średniej. Zaskoczenie było ogromne. Chyba w tej politechnice podpowiedział mi ktoś życzliwy abym pojechał do SGPiS (Szkoły Głównej Planowania i Statystyki) bo mam szansę, co uczyniłem. Jakoś tam ubłagałem przyjęcie dokumentów w ostatniej chwili i dopuszczenie do egzaminu wstępnego. Kandydaci na studentów dostawali bezpłatny akademik na okres egzaminów, więc mogłem zostać w Warszawie. Egzaminy zdałem bez problemu i pokonałem pierwszą poważną barierę życiową, która zadecydowała o całej mojej późniejszej drodze. Dostałem dowód, że nigdy nie wolno rezygnować, nawet gdy istnieje tylko cień szansy. Starość też ma swoje odkrycia. Przy okazji oglądania australijskiego dokumentu o E.Griegu odkryłem jego muzykę: połączenie Szopena,Czajkowskiego i Bethovena w koncercie fortepianowym a-minor. Więcej o przemijaniu |
PREMIA DLA WYTRWAŁYCH CZYTELNIKÓW[ protokół wywiadu przeprowadzonego ze mną w 2003 roku przez moją córkę Milenę,wówczas studentkę psychologii stosowanej UJ]
|
MĄDRE CYTATY
"Co to jest dobroć? To jest myśl o drugim człowieku. Przeważnie ludzi myślą tylko o sobie, i to jest zaprzeczeniem dobroci. Niektórzy myslą o wszystkich i to też nie jest dobroć. A tylko wyjątkowi myślą o innych, o tym czy tamtym pojedyńczym człowieku, i to jest dobroć" (Tadeusz Breza)"Mów mądrze, albo milcz mądrze" (J.Herbert)
"Nietolerancja tworzy tylko obłudników, albo buntowników... Karzcie, ale nie karzcie ślepo. Karzcie, lecz z pożytkiem. Jeśli malowano sprawiedliwość z przepaską na oczach, to trzeba, by rozum był jej przewodnikiem." (Wolter)
"Polecił - to zbyt proste słowo. Królowie nie polecają skrytobójstwa. Królowie tylko na nie zezwalają. Tak, żeby mogli sami o tym nie wiedzieć." (J.Kott)
"Dzieła sztuki można zrozumieć, zanalizować, poznać, ale zanim się je zrozumie, trzeba je przeżyć," (H.Lefebvre)
Zanim przejdę do epilogu odnoszącego się do czasu obecnego zacznę od zdarzenia sprzed 50 lat. Otóż w 1969 r. w głównym dzienniku TV została wymieniona - pokazana na ekranie - publikacja "Gra o komputery" (Polityka 1969,nr6 autorstwa mojego -ale pod pseudonimem F.Zygaliński- i ikony dziennikarstwa polskiego Macieja Iłowieckiego. Dlaczego pod pseudonimem? Rok 1969 był pełen dyskusji o zahamowaniach w rozwoju polskiej informatyki i zachodzących zmian organizacyjnych (m.i. likwidacja urzędu Pełnomocnika Rządu d/s Elektronicznej Techniki Obliczeniowej - PRETO, ktora nastąpiła po opublikowaniu tego artykułu). Iłowiecki był znany, ale dowiedziałem się,że w PRETO uporczywie poszukiwano tego kto krył się pod pseudonimem Zygaliński..."Polityka" utrzymała to w tajemnicy i dzieki temu ja nie zostałem zwolniony z pracy w ZETO. [dopisano w lipcu 2019 r.] |
Teraz przejść możemy do ostatniego okresu. Jeszcze w latach 70-tych XX wieku zacząłem się fascynować metodami opisu zastosowań komputerów, specyfikacji struktur danych rozszerzonych w stosunku do COBOLu, opisu obiektów oraz metodologią projektowania systemów informatycznych.
Moje ostatnie opracowanie:
Język specyfikacyjny OSL - kliknij jeśli chcesz to czytać jest końcowym wynikiem tych zainteresowań. Być może wyprzedza ono aktualne krajowe zapotrzebowanie w tym zakresie i jest ignorowane przez polskich "naukowców" co nie jest dziwne, gdyż chyba nikt się tymi zagadnieniami w Polsce nie para. W języku tym jest kilka nowatorskich propozycji m.i. geometrycznych struktur danych. Wczesną wersję języka OSL opublikowałem w USA w czasopiśmie JARR w 2017 roku, natomiast wersje późniejsze - wysłane do 2 polskich informatycznych anglojęzycznych czasopism uczelnianych (AGH,UJ)- były zbywane bez odpowiedzi albo odrzucane przez recenzentów (ignorantów w tej dziedzinie) domagających się szerokiej analizy porównawczej światowego stanu wiedzy w tej dziedzinie (tak jakbym dla nich miał zdobywać tę wiedzę, ktorej nie posiadali), żądających udowodnienia praktycznej przydatności języka itp. Pewną satysfakcję mam z tego, że nowa wersja OSL została opublikowana w portalach naukowców (ResearchGate, dspace-clarin) i przeczytało ją sporo osób. Publikacje w naukowych czasopismach są dla mnie niedostępne ze względu na wysokie opłaty za druk np. w Applied Sciences 2000 Frankow szwajc. (czyli ok.2 tys.dolarów) oraz konieczność zamieszczania bogatej bibliografii (download artykułu kosztuje zwykle kilkadziesiąt dolarów). Tak więc dla emerytów-hobbystów nie ma miejsca.
Ponieważ wydawało mi się, że język otwiera nowe możliwości w zakresie struktur danych (propozycja geometrycznych figur) wysłałem propozycje bezinteresownego dla mnie ( Creative Commons – 3.0 Licence) wykorzystania ich przez firmy IBM,Oracle. Nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.
W sumie jest to dla mnie deprymujące. Ale może kiedyś ...(nawet po latach wielu) ktoś to doceni. Ale jednak ...wcześniej to doceniono. Okazało się, że nawet po 80-tce można zdobyć uznanie. Dzięki moim zainteresowaniom medycznym i technicznym oraz publikacjom zostałem zaproszony do udziału w pracach grupy roboczej Brain & Computer Interface IEEE i uczestnictwa w swiatowych telekonferencjach . Zgłosiłem sporo propozycji (opartych w znacznej mierze na OSL) i opracowalem mała prezentację do ew.pokazania przez przewodniczącego IEEE Working Group P2731. Zaznaczam, że IEEE jest potężna organizacją zrzeszająca ponad 700 tys. fachowców (inzynierów, lekarzy, informatyków ...) i naukowców. Ja nie jestem jej członkiem, a opłata członkowska to zapewne kilkaset dolarów rocznie. Prace nad tematem trwaja już kilkanaście lat (m.i. 2002 konferencja w N.Jorku). Ku mojemu zaskoczeniu zaproponowano mi, abym prezentację moją miał na koniec konferencji i podsumował cała dyskusje (22 uczestników). Czyli prawie jak najważniejsza osoba! Oczywiście odmówiłem, bo stress miałbym ogromny - jakżesz byłbym w stanie sledzić dyskusję parogodzinną i jeszcze potem ją komentować na tle moich propozycji. Mój angielski jest dosyć ubogi a przecież nie wiem czy jestem słuchowo przygotowany do odbierania "róznorodnego " angielskiego w wykonaniu np. Hindusów, Arabów i szybkomówiących Anglików. Zaproponowałem, ze mogę być konsultantem wizjonerem całości. Oto propozycja jaką otrzymałem we wrześniu 2020 r.: "Dear Zygmunt, I have a proposal : let's do the presentation by yourself, but as the result of the whole discussion, thus illustrating the different viewpoints, if any. So, if you agree, I will ask on the iMeet platform if you want to summarize the discussion on a short presentation and illustrate it on the Web Meeting. What do you think about it?" Moja odpowiedź: "Dear.... Thanks for proposal, but it would be very frustrating to me ! I am not sure of my English - I've not spoken English for 30-years. Give me the chance to "acclimatize" in P2731 group i help me to find right position in the future." sob., 4 lip 2020 Dear Luigi, I have been "silent" so long time not because a "coronavirus" had attacked me, but due to increased attention to the "brain-mind" interface. After several months I found that there are so many "blank" or "dark" areas in that field that I couldn't make further progress. Results of my research are in the paper: http://ryznar-zygmunt.eu/ipedia/brain-mind-interfaces.pdf I suggest to add to our vocabulary several items complementary to "neuroscience" term: neural networks - biological and artificial brain to mind interface and more .... It would be good starting point for advanced interface after finishing a basic BCI task. ''''''''''''''''''''''''''' Dear Zygmunt, I am very happy yo hear from you! And great to have received your contribution! Stay safe, we need you, and surely much more important people than us needs you!!! Ciao, Luigi |
RozmaitościZapewne każdemu zdarzają się koszmarne sny - pełne niemocy i zaskoczenia. Zanotowałem to, co pamiętałem po obudzeniu. sen1==== jakaś konferencja w hotelu... tłum mężczyzn w ciemnych garniturach - przechodzę z nimi do dużej sali z poczęstunkami - szwedzki stół - jednak nie jestem specjalnie tym zainteresowany - chciałbym pozwiedzać zabytki miasta - wychodżę ale zamiast ulicy polna ścieżka pod górę, na szczycie której widac bajeczne zabudowania - skrzyżowanie soborów prawosławnych i Sagrada Familia. Idę idę ... aż nagle przede mną rwący strumień brunatnej wody zagradza drogę - probuję wrócić ale nie ma tej mojej ścieżki, którą szedłem tylko szeroka jezdnia - myśle, że może jeżdzą nią autobusy do miasta ale szukaj przystanku jak wiatru w polu- ale zaraz zaraz - do jakiego miasta i do jakiego hotelu, jakiego pokoju ... szukam kluczy hotelowych i zamiast jednego wyjmuję ich cały pęczek - różne hotele i numery - nagle orientuję się, że nie mam torby którą miałem przy wyjściu z hotelu ani marynarki z portfelem ... ani dokąd, ani czym, ani za co .... sen2 ==== Mam wracać "skądś" pociągiem. Jestem na dworcu kolejowym i widzę, że na peronie stoi zapewne mój pociąg. Jeszcze pusty, bo wcześnie. Zostawiam w swoim wagonie- na bilecie nr wagonu i miejsce - teczkę czy walizkę i szukam konduktora, aby upewnić się czy to właściwy pociąg. Po wyjaśnieniu sprawy chcę wrócić do swojego wagonu. Pociąg już zapełniony tak, że ledwo mogę przechodzić z wagonu do wagonu. W żadnym nie ma moich rzeczy. Został w nich mój bilet kolejowy z nazwami stacji kolejowych (mam przesiadkę). Mijają przystanki kolejowe ... sen3 ==== Jestem gdzieś na wyjeździe z żoną i mieszkamy w hotelu. To już ostatni dzień i wyruszamy zwiedzić miasto - te okolice gdzie nie byliśmy. Po jakimś czasie orientuję się, że jest "późno" i zapomnieliśmy zgłosić wyjazd w recepcji do godz.x i zapłacić za pokój. Wsiadamy do autobusu, w którym jest ogromny tłok i gwałtowne przemieszczanie pasażerów. Tak ciasno, że nie mogę się ruszyć i tracę z oczu małżonkę. Czuję, że ktoś sięga mi do kieszeni i jakaś miła usmiechnięta dziewczyna podaje za siebie komuś mój portfel. Odjęło mi mowę - nie mogę krzyczeć ani normalnie mówić. W końcu zostaję wypchnięty z autobusu a żona zostaje tam dalej. Stoję i zastanawiam sie jak nazywał się hotel oraz w którą stronę się kierować.Postanawiam iść za grupką ludzi. Idzie mi się dziwnie ciężko a w dodatku mam plecak. Dochodzimy do jakiegoś przejścia, które znajduje się na stromym błotnistym wzniesieniu i trzeba wchodzic na nie po linowych drabinkach. Nijak nie udaje mi się włozyć nogi na pierwszy szczebel....Na szczęście budze się i ... nie doznaję upadku, za to wstaję z ogromnym bólem głowy. sen4 ==== Jakieś duże miasto typu Paryż, Londyn. Skończyła się konferencja, w której brałem udział zawodowo. Może nawet wygłaszałem referat, ale to w tym momencie nieistotne. Zwykle przyjeżdżałem wcześniej, aby najpierw zwiedzić miasto, w szczególności muzea i galerie malarskie. Tym razem nie udało się tego zrobić, więc przed udaniem się na lotnisko wyruszyłem w miasto. Chyba już kiedyś tutaj byłem, bo jakby znajome kontury ulic ... Zdarza sie mijać turystów mówiących po polsku, ale poruszając się w ich kierunku równocześnie oddalam się od nich i nie uzyskuję być może istotnych informacji o atrakcjach turystycznych. Dużo ludzi wokół a ja jakby niewidzialny dla nich czuję ich oddechy i (bezdźwięczne) śmiechy Czuję się zawiedziony a nigdzie nie mogę spotkać kiosku z planem miasta ...[Czyli jestem jeszcze w epoce przedsmartfonowej]. Ciągle wałęsam się po nieatrakcyjnych ulicach, a ponieważ do odlotu pozostały tylko 2 godziny postanawiam wracać do budynku, w którym odbywała się konferencja. Po kilku zabłądzeniach jestem chyba tam gdzie trzeba, ale w miejscu gdzie była recepcja konferencji jest bufet i szykowana jest jakaś duża impreza w rodzaju wesela. Wiem, że nie opłaciłem jeszcze hotelu i nie opróżniłem pokoju z bagażu. Szukam gorączkowo po kieszeniach, czy przypadkiem nie zawieruszył się klucz do pokoju. Coś w rodzaju klucza znalazłem, więc szybko do windy ....W pokoju drzwi otwarte - znajduje się chyba w trakcie sprzątania - nikogo nie ma a z moich rzeczy niczego nie ma ....Klucza nie użyłem ale przy okazji okazał się być zapomnianym rekwizytem z jakiegoś zeszłorocznego pobytu hotelowego w innym miejscu. Budzę się z bólem głowy! |
Rosja napada na UkrainęW czwartek 24 lutego 2022 o 5 rano Rosjanie odpalili pociski manewrujące w kierunku ukraińskich lotnisk i miast. Do akcji wkroczyło też lotnictwo. Putin w telewizyjnym orędziu ogłosił, że "na prośbę Republik (Donieckiej i Ługańskiej) wysyła wojsko na Ukrainę by chronic ludzi, którzy byli poddawani przez 8 lat [rz-w 2014 roku powstały te samozwańcze republiki] ludobójstwu przez reżym w Kijowie". Zadeklarował, że rosyjskie wojsko ma prowadzić samoobronną operację specjalną mającą na celu "demilitaryzację i denazyfikację" Ukrainy.Przewaga wojsk rosyjskich pod względem liczebności wojsk i uzbrojenia jest ogromna. Zaatakowane zostały wszystkie większe miasta, ze szczególnym uwzględnieniem prawie 3 milionowego Kijowa i drugiego pod względem wielkości Charkowa. W ich kierunku których lecą rakiety, samoloty i posuwają się kolumny czołgów (kolumna w do Kijowa liczy 64 km). Ukraina ma mało samolotów i słabo wydaje się być wyposażona ukraińska obrona przeciwlotnicza [mimo to do końca marca strąciła ponad 100 samolotów!). Zapewne dlatego Putin liczył, że w ciągu kilku dni opanuje te miasta. Opanowanie Kijowa jest szczególnie trudne, ze względu na jego rozległość i środowisko geograficzne (liczne rzeki -a mosty usunięte przez Ukraińców, grzęzawiska, słabe zaludnienie pkolic - stąd kłopoty aprowizacyjne,..), bohaterstwo Kijowian których merem jest były mistrz świata wagi ciężkiej Kliczko i bohaterski cały naród prowadzony przez odważnego i mądrego prezydenta Zelenskiego, który pokazuje się publicznie i wykorzystuje każdą szansę aby zdalnie na ekranach zaprotestować przeciwko wojnie i wezwać do sankcji przeciwko Rosji (ONZ, posiedzenie Bundestagu, posiedzenie parlamentu europejskiego, innych parlamentów (angielskiego, hiszpańskiego,...), uroczystość Grammy, itp.). Atakowane są nie tylko lotniska, lecz też szkoły, szpitale, domy mieszkalne i gmachy urzędowe. Sfilmowano przypadek kiedy czołg rosyjski nagle skręcił i najechał na jadący z przeciwka samochód osobowy. W opanowanym przez Rosjan Chersoniu morderstwa, rabunki i gwałty na kobietach. Rosjanie stosują zabronione ze względów humanitarnych bomby próżniowe i termobaryczne. Na Ukrainie mobilizacja mężczyzn od 18 do 60 lat. Masowo tworzone sa koktaile Mołotowa i przeszkody na drogach. Milion Ukraińców - głównie kobiety i dzieci - uciekło do Polski, która ich serdecznie przyjmuje. Rząd wprowadza do sejmu "specustawę" na mocy której Ci, którzy przyjmą uchodźców otrzymają wsparcie finansowe (wymieniana jest kwota 40 zl na osobę dziennie), 62 tys. młodych Ukraińców wróciło z zagranicy aby walczyć w obronie ojczyzny. Tworzony jest z ochotników legion międzynarodowy, który ma liczyć 20-30tys. żołnierzy. Rosja oskarżyła Polskę, że to ona tworzy go u siebie i nazwała grupą terrorystów. A sama przecież od lat posiada oddziały najemników zwanych "wagnerowcami". W Kijowie grupa 400 wagnerowców miała zadanie zabójstwa prezydenta Zełeńskiego i chyba została całkowicie zlikwidowania zapobiegając tym samym wykonaniu zadania.
15 marzec 2022
Atakują cele cywilne (zniszczonych kilka tysięcy bloków mieszkalnych, szpitali, szkół, teatrów - ostatnio zrównali z ziemią teatr w Mariupolu, w którego podziemiach schromiło się ponad tysiąc osób a zginęło ok.300). A oficjalne radio i TV rosyjskie twierdzą, że w wojnie tej maksymalnie oszczędzana jest ludność cywilna i walczą z ludobójstwem Ukraińców na Rosjanach (tymczasem bombardują rosyjską ludność zamieszkałą na terenie Ukrainy zachodniej ! Najgorsze jest to, że Putinowi udało się wyprać mózgi swojemu narodowi - ponad 80% popiera wojnę z Ukrainą (20% przeciwko to inteligencja z dużych miast, którą uważa się za 5 kolumnę do zlikwidowania), a 75% uważa Polskę za wroga którego należałoby zaatakować po zwycięstwie nad Ukrainą. W istocie najeźdźcą jest nie tylko Putin, lecz naród rosyjski.
1kwietnia 2022 Mariupol to chyba najbardziej zniszczone duże (400 tys.ludności) miasto na Ukrainie. Przez tygodnie tysiące ludzi w piwnicach bez prądu i ogrzewania, prawie bez jedzenia i wody...bez możliwiości opuszczenia miasta korytarzami humanitarnymi (jeden z nich - otwarty przez z Rosjan - był skierowany do ...Rosji!). Ponad 5 tys.ludzi pochowanych w workach w masowych grobach, najczęście w rowach. 14 kwietnia stwierdzono, iż zginęło w tym mieście 21 tys. cywili. 95% budynków zostało zniszczonych. Rosjanie wywożą w głąb Rosji (podobno aż na dalekowschodni Sachalin) ludność z zajmowanych miast - już kilkadziesiąt tysięcy. Stosują więc takie samie metody jak carowie - np. zsyłki powstańców polskich na Syberię. Z Ukrainy wyemigrowało już ponad 3ml ludzi (w tym do Polski 2,5 ml) a 6 milionów opuściło swoje miejsco zamieszkania. Charakterystyczną cechą tej wojny jest zakłamanie agresora. W Krakowie zatrzymało się 150 tys. uchodźców. Ponad 5 tys.dzieci i nastolatków zostało już zapisanych do krakowskich szkół. UNHCR (Agencja ONZ d/s uchodźców) ma zamiar utworzyć tutaj swoje przedstawicielstwo, przez które będzie przekazane 300 euro na osobę. Z Krakowa wysłano na Ukrainę prawie 700 ton darów (45-ma tirami,44-oma ciężarówkami). Inne miasta zachowywały się podobnie. Jeszcze gorsze okrucieństwa popełniono w Borodziance - jest jedną z najbardziej zniszczonych miejscowości w obwodzie kijowskim, mimo iż nie ma tam obiektów wojskowych – tylko budynki mieszkalne i przedszkole.
Dowództwo ukraińskie podało straty wojsk rosyjskich: 18 tys. żołnierzy, 644 czołgi, 143 samoloty, `34 śmigłowce. Rosjanie mają na wyposażeniu krematoria mobilne w których spalają zwłoki - być może swoich żolmnierzy i Ukrainców aby ukryć ślady ich zabójstwa (0k.600 0sób jest poszukiwanych - nie odnaleziono ich wśród martwych. Wywożą dzieci ukraińskie do Rosji- może do adopcji - aby zmienić ich narodowość. Unia Europejska ma przyjąc Ukrainę do swojego grona, ale tylko cztery kraje ( Polska, Litwa, Łotwa i Estonia) miały odwagę, by nie finansować ludobójstwa poprzez zakup gazu, ropy i węgla. Tiry z Niemiec i Francji masowo jeżdżą do Rosji - i Unia na to zezwala. Polska podobno nie ma prawa blokować tych transportów. Zastanawiam się nad mentalnością Rosjan.Niby są otwarci, przyjacielscy i weseli, ale chyba tylko w swoim gronie, chyba że gość-cudzoziemiec jest kumplem pijącym z nimi wódkę. Ale posłuszeństwo mają zapewne w genach, sformowanych przez wieki panowania caratu i dyktatury komunistów. Polacy - którzy "kiedyś-tam" opanowali Moskwę i dzień ich wypędzenia został uznany za czasów Putina za święto narodowe - a potem odnieśli zwycięstwo w 1920 roku, zapewne ich zdaniem nie zasługują na zaufanie. Przez 5 lat pobytu w Moskwie nie zostałem nigdy zaproszony do domu kolegi, a jak zostałem na treningu jazdy szybkiej w klubie uczelnianym znokautowany (3 dni nieprzytomny) przez hasającego po lodowisku hokeistę to ani sprawca ani trener mój nie odwiedzili mnie w szpitalu.Obecne pokolenia Polaków nie trzymają w pamięci tej fali ludobójstwa 100 tys. Polaków i zachowują się wręcz szlachetnie ! Przyjmują w domach, wysyłają masowo dary itp. Ukraińcy-uchodźcy na 18 miesięcy dostają dowody osobiste z identyfikatorem pesel, który daje im prawa do zatrudnienia i slużby zdrowia.. Wydaje się, że w Polsce zostają ranni, chorzy (500 chorych dzieci - w tym wiele onkologicznych - jest hospitalizowanych w szpitalach). Lekarze ukraińscy i pielęgniarki mogą pracować w szpitalach ale jeszcze bez pełnych uprawnień. Do Polski przybyło ponad 2 miliony, a w samym Krakowie jest ponad 200 tys. uchodźców. Dostają na starcie 300 pln zapomogi, 500+ na kazde dziecko, bezpłatny transport miejski i PKP. Mają wymianę (do określonej granicy) prawie bezwartościowych hrywien na złotówki. Sporo Ukraińców na ulicach i w sklepach (o dziwo dużo młodzieńców - a przecież mężczyznom do 60 lat nie wolmno było opuszczać Ukrainy). W sumie Polska wyda miliardy pln. W naszym bloku też chyba mieszkają bo stało przed jedną klatką schodową auto z rejestracją ukrainską i dwóch mężczyzn mowiących po ukraińsku wychodziło z niego do klatki. Dużo młodych, bogatszych, wykształconych, nie potrzebujących pomocy medycznej udaje się do takich atrakcyjnych krajów jak Włochy, Hiszpania i Niemcy, zapewniając im wykwalifikowane kadry zawodowe, nie wymagając wsparcia socjalnego. Krakowowi kończą się środki, a mimo obiecań nie dostał na razie dofinansowania ani z rządu ani z Unii Europejskiej. Miasto ostatnio zapewniło 800 łóżek w budynkach byłych hipermarketów Plaza i Tesco. Dostają tam nie tylko nocleg, ale i wyżywienie oraz odzież. Ludzie czasem nawet oddają im (na jakiś czas zapewne) swoje całe mieszkania i przeprowadzają się do rodziny; albo udostępniają pokoje w swoich domach. Polakom dającym mieszkanie i wyżywienie rząd daje 40 pln dziennie na osobę. Ogrom pracy wykonują przez 24 godziny woluntariusze już od przejść granicznych - potem na stacjach kolejowych, stadionach itp. ale kiedyś też skończy im się energia i będą musieli skoncentrować się na obowiązkach zawodowych i rodzinnych. |
|
ZakończenieCzy wszystko musi mieć swój koniec ? Przecież w świecie - który nie ma początku ani końca - zwykle koniec czegoś jednego jest początkiem drugiego! Potraktujmy więc te "esy-floresy" jako "migawkę" bez początku i końca .....lub jako wiatr przelotny...tworzony przez moje przemijanie. |
na początek tej strony |