Julian Tuwim - Niedokonczony tomik

ROZWIĄZUJĄ SIĘ NAGLE I LEKKO

Rozwiązują się nagle i lekko,
Opadają, jak płatki kwiatów,
Groźnie supły zamówione przez piekło
U najgorszych supłomanów-wariatów.

Pętle słów kołtuniastych plątali,
Fanatycznie, na amen skręcone,
I na mokro zaciskali ze snami
W guzy, w gruzła, w garbate miliony.

I przez gardło sękatym powrozem,
I przez oczy - warkoczami czarownic...
Młode pędy tylu naszych wiosen
Uwikłali w szatańskiej sznurowni!

JA DO CIEBIE NIE MOGĘ, NIE MOGĘ

Ja do ciebie nie mogę, nie mogę...
Przyjdź ty, lesie, do mnie, do kaleki.
Lub choć jedno drzewo wyślij w drogę,
Inowłodzki lesie daleki!

To, pod którym chwyciłem w objęcia
Szczęście, szczęście, inowłodzki lesie!
To, na którym - ze sczęścia, ze szczęścia! -
Wtedym się zawczasu nie powiesił.
(29 XI 1952)

ZDARZYŁO MI SIĘ TO PIERWSZY RAZ

Zdarzyło mi się to pierwszy raz -
Na palcach chodzić po ogrodzie.
Z tętniącym sercem, z latarką z gwiazd,
Skradałem się jak złodziej.

Godzinę dobrą, a może i dwie,
Siedziałem przedtem zdumiony,
Że taki w nim upór! I kogo on zwie?
I czemu tak kwili? I kto on, i gdzie,
Ten głupi ptak uprzykrzony?

Godzinę, półtorej, zanudzał na śmierć
Upartym, króciutkim wyćwierkiem,
Bez przerwy, co chwila, co pół i co ćwierć.
. . . . . . . . . . . . .

GDYBYM BYŁ KRZAKIEM ŚWIEŻYCH NAJCZERWIEŃSZYCH RÓŻ

Gdybym był krzakiem świeżych, najczerwieńszych róż,
(A umieją one świeże być! Czerwone!)
Ty - oczy tylko (tak jak umiesz) zmruż,
A na ten rozkaz twój - spłonę.

I choćby szary, martwy, stał się ze mnie proch,
I beznadziejna gruda z mogilnego dołu,
Ty - znowu przyćmij tym zmrużeniem wzrok,
A róże trysną z popiołu.
(18 XII 1952)

GIĘTKO, ŻYWO SPLATAJĄ SIĘ MOJE MYSLI

Giętko, żywo splatają się moje myśli,
Jak dziewczynie koszyk z wikliny młodej.
Sen leśny, sen powikłany tej nocy jej się przyśni,
A rankiem wczesnym -
Patrz! Już wraca - już w koszyku lepkie czerwone jagody.
Idzie - śpiewa szczęśliwa, ale ciągle urywa,
Poziomka za poziomką w jej ustach się rozpływa;
Idzie - przystaje, ogląda się,
To z uśmiechem, to z żalem!
Co też w tym sercu się dzieje!
A las czerni się coraz dalej,
A coraz bliżej bieleje
Chata, w której się śniło,
A przedtem się splatało,
A teraz się spełniło.
(23 XII 1952)

O SUFICIE

Odkąd płyniesz po tym mieszkaniu,
Tym więzieniu moim dozgonnym,
Odkąd pachniesz, cienista
Lasem, rzeką i cieniem wonnym -

Dziwy u mnie: ten sufit płaski
Jeszcze nie wgiął się, nie zbłękitniał,
Nie rozbłysnął wiosennym blaskiem
I mieszkania mi nie rozwidnia.

Co dziwniejsze: że się nie chmurzy,
Nie czernieje kłębami gniewu,
Nie rozdziera się gromem burzy,
Jak przystało takiemu niebu!

Ale dziwem już nad dziwami
I zniewagą dla mej tęsknoty
Jest mrok jego, kiedy nocami
Wypatruję swej gwiazdy złotej!
(Grudzień 1952)

ZAWSZE MI SIĘ W ŻYCIU SZCZĘŚCIŁO I SZCĘŚCI

Zawsze mi się w życiu szczęściło i szczęści,
Los mi nie pożałował ni darów, ni pieszczot...
...Tylko śnieg pod stopami nigdy mi nie chrzęści
Ani jesienne liście nie szeleszczą.
(1952)

NIE PORADZI TU ŻADEN PROTOKÓŁ SUROWY

Nie poradzi tu żaden Protokół surowy,
Żadne ceremoniału rygory niezłomne:
Protokół serca głosi, że w ten dzień kwietniowy
Dozwolony jest spacer samotny - kraj wspomnień.

BRZÓZKA KWIETNIOWA

To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście zielonawy.

Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.

Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć
(kwiecień 1953)

POTĘŻNY DZIEŃ! NA DOBRYCH DZIESIĘĆ BURZ PAMIĘTNYCH

Potężny dzień! Na dobrych dziesięć burz pamiętnych
Starczyłoby tych zderzeń wichury ze słońcem,
Chmur z wichurą, a słońca z niebem, szalejącem
Od rozblasków i zmroków - nagłych, niepojętych
A szelest po ulicach sławetnego śmiecia:
Rudozłotych preludiów liryki liściastej!
A szum wiersza, wzmożony nie najmniejszym haustem!
. . . . . . . . . .

POKAŻ SIĘ Z DALEKA

Pokaż się z daleka,
Choćby z najdalszego,
(Choćby - o sto kroków...) -
Jakoś się dowlokę,
Widmo i kaleka,
Do witania twego!

Pokaż się! Dopełznę
Przez ten bezmiar ziemi,
Trawy się czepiając,
Wiatru i kamieni.
Dale wy bezbrzeżne!
Dale niebosiężne!
Krzyczeć będę z trwogi,
Modlić się śród drogi,
Konać - a dopełznę!

Tak dopełza żołnierz
Do figury świętej...
Za żołnierzem - ciurkiem
Krwawy strumyk kręty...
Blisko już, bliziutko,
Zaraz koniec męce:
Już Madonna Polna
Wyciągnęła ręce.
(4 VIII 1953)

I ostatni napisany przez Tuwima wiersz:

HOŁDY

A to co za makabryczna kolejka?
Kto do Cienia z hołdami się tłoczy?
Dobrze cieniu, że masz martwe oczy,
Jeszcze lepiej, że i usta twoje
Śmierć wieczystym zamknęła spokojem,
Miłosierna Śmierć Dobrodziejka.
A najlepiej, że już nie masz siły,
. . . . . . . . .
(grudzień 1953)