granią Tatr od Ciemniaka do Kopy Kondrackiej - zimą
(15 kwietnia 2007)

Kiry Dolina Kościeliska Twardy Upłaz Ciemniak Krzesanica Małołączniak Kopa Kondracka Przłęcz Kondracka Wielka Polana Małołącka Dolina Małej Łąki Gronik


otwórz mapkę w nowym oknie

trasa: nietrudna technicznie, ale dośc długa, miejscami duże zagrożenie lawinowe; wspaniała widokowo
czas (bez odpoczynków): ok. 7-8 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 14 km

  zobacz trasę (wizualizacja 3D)

  zobacz profil wysokościowy trasy

W: Rano piękna pogoda. Wedle rozkładu o szóstej dwadzieścia siedem mamy busa do Chochołowskiej.
V: Gapy, zapomnieliśmy, że dziś niedziela i obowiązuje inny rozkład - pierwszy bus odjeżdża za półtorej godziny. Hmmm... to może chodźmy na Ciemniak?
W: W sumie - czemu nie? Za kilka minut przyjedzie pekaes do Kir.
V: Po kwadransie wchodzimy w puściutką Dolinę Kościeliską . Chłodno jest, ale wiosennie: mnóstwo krokusów.
W: A ten co? Modli się???
V: Może muzułmanin...? Z zainteresowaniem przyglądamy się facetowi, który bije pokłony, klęcząc na rozłożonej karimacie.
W: A nie... fotografuje krokusy. Skręcamy w Dolinę Miętusią.
V: Wyremontowali szlak! Ścieżka jest idealnie równa, obramowana drewnianymi belkami. Wyżej juz nie taka śliczna, ale wyraźnie poprawiona.
W: Idziemy powoli, krok za krokiem w górę . Zaczyna się lód i śnieg. Zakładamy raczki.
V: Wychodzimy na skąpaną w słońcu Polanę Upłaz . Tu nie ma już śniegu. Po obu stronach ścieżki zszarzała, zeszłoroczna trawa - latem sięgająca do pasa - teraz sprasowana pod ciężarem śniegu.
W: Wchodzimy na powrót w las; znów lód zmusza nas do założenia raczków. Przy Piecu odpoczniemy.
V: Idziemy i idziemy. Gdzie ten Piec?
W: Zaraz, chyba za tą kępą.
V: Nareszcie. Odpoczywamy chwilę. Słońce zaczyna naprawdę mocno przygrzewać. Smarujemy się kremem z filtrem; osłaniam spaloną wczoraj twarz szalikiem .
W: Pierwsze podejście, strome . Idziemy dokładnie grzbietem; latem szlak biegnie trawersem poniżej.
V: Pierwsza górka.
W: Kosodrzewina jak na Babiej Górze, położona w jedną stronę. Ależ tu musi wiać!
V: Teraz wieje przyjemny lekki wiatr, dzieki czemu idzie się całkiem dobrze mimo palącego słońca. Druga górka. Trzecia górka.
W: Po prawej świetny stok, pocięty śladami nart.
V: Daleko jeszcze do tej przełęczy, skąd odchodzi szlak do Tomanowej?
W: Do Chudej Przełączki? Za tą górką.
V: Czwarta górka, nieco skalista. Przed nami najgorsze podejście - na Twardy Upłaz.
W: Wieje coraz mocniej. Zakładamy kurtki.
V: Mijamy skałki i schodzimy na przełęcz. Szlak do Tomanowej jest przedeptany, choć przecież zimą zamknięty.
W: Idziemy dalej. Miejscami śnieg wywiany do gołej ziemi, trochę kamieni, lód . Wreszcie robi się płasko. Przed nami łagodne podejście na szczyt Ciemniaka.
V: Idziesz pierwszy. Słyszę westchnienie pełne zachwytu.
W: Dochodzę do miejsca, skąd widać Tatry Wysokie. Przejrzystość świetna, szczyty jak na wyciągnięcie ręki.
V: Siadam i kontempluję widoki. Ty biegasz z aparatem po rozległym wierzchołku, robiąc panoramę (panorama z Ciemniaka patrz >> tu) .
W: Od nadmiaru ultrafioletu zaczynają mnie piec oczy. Popatrz, na Krzesanicę stąd jest z dziesięć minut.
V: Co ty, tak się tylko zdaje, przecież to jest spory kawałek.
W: Blisko, zobaczysz. Naciągamy kaptury na głowy , żeby nie wystawiać i tak już poparzonych twarzy na działanie palącego słońca i ruszamy dalej.
V: Krótkie zejście. Z przełęczy widać genialne nawisy na urwistej grani Krzesanicy .
W: Mija nas narciarz na skiturach.
V: Ale mu fajnie...
W: Kilka minut i robimy sobie zdjęcie na szczycie Krzesanicy. To nasza najwyższa góra zdobyta w warunkach zimowych!
V: Schodzimy na Litworową Przełęcz .
W: Weź teraz ty aparat, bo nie będzie mnie na żadnym zdjęciu!
V: No dobrze już, dobrze. Zostaję nieco z tyłu. Docierasz na szczyt i wznosisz ręce w geście triumfu.
W: Chwilę później jesteś koło mnie. Patrz, ludzie nawet przez Kobylarza wchodzą. Ja bym nie ryzykował.
V: Piję herbatę, ty znowu pstrykasz panoramę. (panorama z Małołączniaka patrz >> tu)
W: Wreszcie będziemy mieć dobrą panoramę z Małołączniaka.
V: Schodzimy stromym szerokim stokiem .
W: Szkoda, że nie mamy nart...
V: No... już byśmy byli na Kopie.
W: Przechodzimy przez trzy kolejne "garby" i docieramy na Przełęcz Małołącką. Dalej śnieg jest wytopiony w obrębie ścieżki aż na sam szczyt Kopy. Zdejmujemy raczki i po chwili stoimy po raz drugi w ciągu dwudziestu czterech godzin na szczycie Kopy Kondrackiej .
V: Oprócz nas jest jeszcze dwóch turystów. Jeden pyta, czy się znamy na panoramach. Szturcham cię. Jesteś w swoim żywiole: zapamiętale tłumaczysz, że to takie nad ta niską przełęczą to jest cośtam, a to obok tych takich trzech garbów to cośtam, i zza tego czegośtam widać sam wierzchołek czegośtam; no a to przecież to cośtam, z takim charakterystycznym czymśtam.
W: Pokazuję im Rysy z charakterystycznym żlebem, zza nich wystaje Gerlach; to czubate w bok to Wysoka, a jeszcze dalej Kończysta .
V: Kontemplujemy jeszcze chwilę widoki , w końcu zakładamy stuptuty i ruszamy w stronę Przełęczy Kondrackiej .
W: Dzisiaj czuję się dobrze, więc jestem w stanie chłonąć piękno zimowego krajobrazu.
V: Jakie śliczne, "lukrowane" góry!
W: Na przełęczy trochę ludzi ; większość idzie na Giewont.
V: Siadamy tyłem do słońca i grzejemy się.
W: Czeka nas jeszcze kawał zejścia w dół.
V: Ślady na wprost w dół dnem żlebu. Stromo .
W: W zmarzłym śniegu ślady tworzą coś na kształt schodów. Schodzi się szybko i przyjemnie . Dochodzimy do Głazistego Żlebu.
Bęc!
V: Ałć! Nóżki mi wyjechały...
W: Dalej żleb tworzy wąską...
Bęc!
V: Cholera!
W: ... skalną rynnę .
Bęc!
V: Ała!
W: Co ty się tak wywalasz?
V: No właśnie nie wiem! Dlaczego ty się nie przewracasz?!
Bęc!
W: Hehehe! Patrz, zakaz wejścia. A obok przedeptane ślady. Czekaj, zrobię zdjęcie .
V: Zaraz koniec żlebu, tu jest najstromiej. Idziesz pierwszy.
Bęc!
W: Uważaj, tu jest wielka dziura, nie wpadnij w nią.
V: Postaram się...
Bęc!...szszszszszsz...
W: Wywalasz się po raz kolejny i zaczynasz zjeżdżać krzycząc i śmiejąc się.
V: Cudem wymijam ciebie i przelatuję wielkim łukiem nad dziurą, przed którą mnie ostrzegałeś. Zatrzymuję się kawałek niżej na śnieżnym uskoku.
W: Chichocząc podchodzę do ciebie. O rany! Wiesz, że stoisz na pułapce?
V: Pod półmetrową warstwą śniegu jest wytopiona wielka jama . Dobrze, że się nie zawaliło.
W: Ktoś w to w końcu wpadnie.
V: Wchodzimy w las, idziemy i idziemy...
Bęc!
W: I znowu leżysz...
V: Zaraz mnie szlag trafi!
W: Na skraju Wielkiej Polany, przy tablicy "Uwaga, lawiny!" kończy się zima .
V: Dalej sielanka: kwitnące kwiaty, śpiew ptaków, opalający się nieliczni turyści.
W: Na skrzyżowaniu ze Ścieżką nad Reglami odpoczywamy, sycąc oczy widokiem ośnieżonych gór .
V: Z żalem ruszamy doliną w dół. Przy moim ulubionym mostku obowiązkowa fotka . Miejscami na ścieżce jeszcze śnieg i lód.
BĘC!
W: Cholera jasna!
V: Nareszcie! Nareszcie się wyłożyłeś! Hihihi!
W: Przeszedłem taki kawał i wywaliłem się na prawie płaskim...
V: Musi być sprawiedliwie!
W: W doskonałych nastrojach, fotografując po drodze wiosenne kwiaty, dochodzimy do Drogi pod Reglami. Mimo kremu twarze spalone na jadowitą czerwień.
V: Wracamy na Krzeptówki. Za kilka godzin powrót do Warszawy.

by v&w

PS W: Wieczorem Zakopane sprawiało wrażenie wymarłego, o dziewiątej na Krupówkach ani żywego ducha.
V: Liczyliśmy, że się prześpimy w autobusie; niestety od Krakowa miał komplet pasażerów, więc jechaliśmy ściśnięci jak śledzie w beczce - trudno mówić o komforcie podróży...
W: A prosto z autobusu ty na uczelnię, ja do pracy...

powrót do listy tras