przez Małołączniak, Krzesanicę i Ciemniak do Doliny Tomanowej
(8 lipca 2006)
Gronik Dolina Małej Łąki Przysłop Miętusi Małołączniak Krzesanica Ciemniak Chuda Przełączka Dolina Tomanowa Dolina Kościeliska Kiry
trasa: dość łatwa, piękna widokowo,
w jednym miejscu szlak ubezpieczony łańcuchem
czas (bez odpoczynków): ok. 7,5 h
dystans (bez uwzględnienia różnic wysokości): ok. 19 km
  zobacz trasę (wizualizacja 3D)
  zobacz profil wysokościowy trasy
W: Wyruszamy przed świtem. Wymyśliliśmy inną trasę,
omijającą autostradę i zakopiankę - przez Śląsk i Beskidy.
PS V: Wieczorem sprawdzamy w przewodniku,
dlaczego ziemia w Dolinie Tomanowej ma
taki intrygujący kolor: "Na wysokości 1580 m [dróżka] przekracza 2 ramiona
Czerwonego Żlebu (tzw. Czerwone Żlebki) (...) Skruszałym skałom barwę
nadają zawarte w nich związki żelaza (...). W XIX w. czynne tu były kopalnie (...)"
(Józef Nyka "Tatry Polskie. Przewodnik", Wydanie VI, Warszawa 1990) by v&w
V: Ruch niewielki, po 10 jesteśmy na Krzeptówkach.
W: Pakujemy się. Jeszcze raz sprawdzamy, czy zabraliśmy jedzenie.
V: Pierwszy raz wypróbujemy kijki w warunkach letnich.
W: Moje to takie zwykłe, narciarskie, ale twoje są "prawdziwie" trekkingowe:
regulowana wysokość, amortyzatory, widiowe końcówki.
V: Wczoraj w Warszawie było
ponad 30 stopni, a tu jest przyjemnie chłodno,
nad górami wiszą chmury i nawet grzmi.
W: Ustaliliśmy naszą dzisiejszą trasę jeszcze jadąc: na Małołączniak przez
Przysłop Miętusi i dalej do Doliny Tomanowej.
V: Nasza niemal rocznicowa wycieczka, jak
byliśmy pierwszy raz razem w górach, też
poszliśmy na Małołączniak.
W: Po chwili maszerujemy Doliną Małej Łąki
.
Pamiętasz, ile było
ostatnio śniegu?
V: Skręcamy na Przysłop Miętusi, mijamy
wycieczkę zasłuchaną w opowieści przewodnika
o jakiejś niedźwiedzicy Magdzie i wchodzimy w las.
W: Pusto na szlaku, tylko strasznie gorąco
.
I zaczyna grzmieć.
V: Dochodzimy do Kobylarzowego Żlebu, skręcamy w górę.
Zza grani wyłaniają się
czarne ciężkie chmury. Pac! Pac! Spadają nam na głowy pierwsze krople deszczu.
Zaczyna lać.
W: Szybko wyciągamy kurtki. Co robimy? Decyzja: idziemy do grani i zobaczymy, jak
tam wygląda sytuacja.
V: Akurat to miejsce z łańcuchem. Przechodzimy po
mokrych, śliskich skałach, dalej
już trawiaste zbocze. Dochodzimy do grani
.
Przestaje padać.
W: Grzmi gdzieś daleko, chyba nad Doliną Pięciu Stawów. Zdecydujemy na szczycie,
którędy dalej. Idziemy grzbietem przez kolejne garby, za
każdym razem mając nadzieję, że następny będzie już szczytem. Za plecami Giewont,
zupełnie inny stąd niż z Zakopanego
.
V: Przez grań przelewają się na naszą stronę
siwe chmurzyska
.
W: Stajemy na szczycie. Chwila odpoczynku
.
Naradzamy się. Nad Pięcioma
Stawami grzmi, nad Giewontem wypiętrza się kolejny cumulonimbus.
V: Najszybciej byłoby wrócić przez Kopę, ale wtedy
musielibyśmy iść w
strone burzy.
W: Najszybciej byłobły wrócić tak, jak przyszliśmy.
V: Nie...
W: No i trzecia opcja, zgodna z naszym wczesniejszym planem: jeśli się pośpieszymy,
za 20 minut będziemy na Ciemniaku, a potem już tylko w dół. No i będziemy
oddalać się od burzy.
V: Grzmi i błyska się coraz bliżej. Szybka fotka
i pędem na Krzesanicę.
W: Burza "goni" nas
.
V: Pod szczytem Krzesanicy płat śniegu
.
W: Chwilę później jesteśmy na szczycie Ciemniaka, płaskim i rozległym jak
boisko piłkarskie
.
Schodzimy na Chudą Przełączkę
V: Dalej trawersem przez zbocze Ciemniaka.
Na zachodzie ładna pogoda
.
W: Dochodzimy do skalnej platformy
.
Spójrz w dół, widać górną
część Wąwozu Kraków
.
V: Jaka tu dziwna ziemia, zupełnie czerwona,
jak w Australii.
W: Pamiętam, że jak szedłem tędy kilka lat temu, mijałem miejsce wydarte przez
lawinę do gołej ziemi.
V: Przez kilka lat na pewno zarosło.
W: Pewnie tak. A nie! Jest, to tu!
V: Dochodzimy do miejsca, gdzie odchodzi w górę szlak
na Tomanową Przełęcz.
Chcieliśmy tam się wybrać, ale szlak przypomina pobojowisko: zarośnięty, zawalony
połamanymi przez lawinę drzewami. Do tego zrobiło się ciemno, ponuro, wilgotno.
Nieswojo. Darujmy sobie.
W: Racja. Idziemy w dół Doliną Tomanową
.
Po chwili okazuje się, że decyzja była słuszna:
zaczyna grzmieć i lać.
V: Ciemno, mokro, odludnie, nieswojo... Do tego ta burza.
Czy tu są niedźwiedzie?
W: No są. Ale przy takiej pogodzie siedzą zapewne w suchych kryjówkach.
V: Przemoczeni, z ulgą witamy dno Doliny Kościeliskiej.
Idziemy do schroniska
przeczekać ulewę.
W: Ogrzewamy sie, odpoczywamy, przestaje padać. Wychodzimy przed schronisko.
Przepraszam, która to ta Dolina Kościeliska, pytają jakieś dwie babki w jaskrawych
foliowych pelerynkach.
V: No... to jest Dolina Kościeliska, odpowiadasz
z pełną powagą i chowasz się za
filarem, krztusząc się ze śmiechu.
W: Panie wyglądają na totalnie zagubione. Przy szlaku do Tomanowej
i nad Smreczyński Staw przystają zdezorientowane, studiując tabliczki.
Tam, na wprost. Aha, odpowiadają średnio przytomnie. O rany, skąd one się wzięły?
V: Maszerujemy zupełnie pustą Doliną Kościeliską.
Burza wszystkich wygoniła.
Robi się nam zimno, zwłaszcza że w ciagu ostatnich dwóch tygodni w Warszawie
panowały tropikalne upały.
W: Przyspieszamy kroku. W zapadającym mroku dochodzimy do Kir. Na szczęście bus
szybko zawozi nas na Krzeptówki. Mam nadzieję, że jutro będzie ładna pogoda.
V: Może wreszcie uda nam się zrobić grań Chochołowskiej.