ŻYCIORYS | SEZON 1997 | WSPOMNIENIA | GALERIA ZDJĘĆ | WYWIAD | WRC

 Warmia i Mazury. Kiedy droga zlewa się z poboczem

 Gdy auto sunie ponad dwie paczki na godzinę, droga zlewa się z poboczem. A potrącenie bandy przy tej szybkości oznacza kłopoty - mówi rajdowy wicemistrz Polski Krzysztof Hołowczyc.



Były mistrz Europy, wielokrotny mistrz Polski, aktualny wicemistrz kraju w rajdach samochodowych Krzysztof Hołowczyc trening przygotowuje przez wiele godzin. Potrzebuje kilku samochodów z zaufanymi ludźmi, niezawodnego zestawu radiowego, mechaników, którzy przywiozą z garażu treningowe Subaru Imprezę - i pilota Łukasza Kurzeii, który musi dojechać z Katowic.

Ten ostatni pojawił się w Olsztynie w ostatnią sobotę starego roku około południa, w tym czasie mechanicy kończyli montować nową skrzynię biegów.

Pada hasło wyjazdu. Mijamy Słupy, kilka minut później skręcamy w lewo na Różnowo. Na miejscu Hołowczyc z Kurzeją jadą opisać trasę; cztery kilometry pokrytej ubitym śniegiem szutrowej drogi wśród pól i lasów do wsi Dąbrówka Wielka. W tym czasie mechanicy rozdają radiotelefony. Krótki instruktaż: ,Tu przyciskasz i mówisz" Proste.

Duet Hołowczyc - Kurzeja jest już z powrotem. Pilot wyjaśnia, co się wydarzyło. - Krzysiek jechał i dyktował, ja notowałem. Teraz ja będę mówił, a on ma to pojechać.

Hołowczyc ubiera specjalne rajdowe buty i przesiada się do białego treningowego Subaru. Prosi wszystkich o uwagę, mówi pewnym głosem: - Panowie, wjeżdżamy w boczne dróżki, blokujemy wjazd na drogę. Grzecznie prosimy, żeby kierowca poczekał, aż przejadę. Jeśli trafi się nerwowy, dajecie mi przez radio informację, ja staję i przepuszczamy gościa.

Ruszamy na trasę odcinka (prawie) specjalnego, stajemy w wyznaczonych przez Hołowczyca miejscach. ,Hołek" dociera na start, upewnia się, czy wszystko gotowe. Wysłuchuje krótkich meldunków z trasy i oznajmia, że rusza. Po kilkudziesięciu sekundach obok mnie dosłownie przelatuje rozpędzona maszyna. Aż ciarki przechodzą na myśl, że ktoś mógłby w tym czasie nadjechać z przeciwka.

Po kilkudziesięciu minutach treningu otrzymuję przez radio propozycję nie do odrzucenia. Po chwili zostaję rozebrany z kurtki, wskakuję na prawy fotel Subaru. Czuję, jak podnosi mi się poziom adrenaliny, a przecież dopiero zakładam kask i zapinam pasy. Pasy, mocowane w pięciu punktach, unieruchamiają mnie w fotelu i pozwalają praktycznie tylko na ruchy głową.

W tym czasie dociera do nas informacja o tym, że w stronę Dąbrówki chce jechać jakiś ,Maluch". - Puszczamy gościa, czekamy - decyduje Hołowczyc i tłumaczy. - Z ludźmi trzeba dobrze żyć, trzeba ich też traktować poważnie. Zamykamy im drogę, ale nie możemy utrudniać życia.

Moment przestoju wykorzystuje jedna z mieszkanek Różnowa. Prosi o autograf z dedykacją. Posłuszeństwa odmawia jej długopis, moja ręka machinalnie wędruje do schowka, w jaki zwyczajowo są wyposażone wszystkie auta. Otwieram i... słyszę przez interkom śmiech Hołowczyca. - Nie wożę długopisów - mówi. A ja gapię się na skrzynkę z przeróżnymi przełącznikami i bezpiecznikami.

Wreszcie ruszamy. Jedynka i 60 km na godzinę, dwójka i na liczniku ponad sto. Przenoszę wzrok za okno, świat ucieka w zawrotnym tempie. Hołowczyc jak szalony kręci kierownicą. Włosy pod kaskiem robią mi się mokre, nogami z całych sił naciskam na metalowy podnóżek. Niby wiem wszystko - że siedzę obok mistrza, który ma za sobą setki tysięcy kilometrów przejechanych w ten sposób, i że ten mistrz dziś nie ryzykuje tak jak podczas rajdu.

Ale też widzę, że na liczniku ponad dwie paczki, a my wjeżdżamy do lasu, po chwili wychodzimy z niego pod kątem, a auto sunie bokiem. Mam wrażenie, że samochód już nie dotyka drogi, a ten facet obok za moment nie będzie w stanie zapanować nad tą kupą żelastwa. W tym momencie słyszę jego spokojny głos. - Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przy takiej szybkości droga zlewa się z poboczem. A potrącenie bandy oznacza spore kłopoty.

Tego dnia był jeszcze trening na technicznych partiach za Dąbrówką Wielką. Znów ta sama procedura, znów pełne zaufanie do ludzi, którzy zabezpieczają trasę. W niedzielę Hołowczyc planował treningi ,na Finlandii", jak obrazowo mówi o trasie w okolicy Barczewa, która do złudzenia przypomina odcinki specjalne skandynawskich rajdów. Pytanie o przyszły sezon jest dla niego w tej chwili trudne.

- Na pewno będę jeździł z Łukaszem, chciałbym Peugeotem 206, do którego już się przyzwyczaiłem. Reszta jest w tej chwili niewiadomą, zakaz reklamy papierosów niesie ze sobą pewne problemy. Paul Turner, szef naszego zespołu rajdowego, pracuje nad budżetem. W najgorszym razie pojadę Rajd Kormorana i kilka innych, by nie wypaść z rytmu - tłumaczy Holowczyc.

Olsztynianin jest człowiekiem aktywnym, ma wiele pomysłów. Jeden z nich może się okazać prawdziwym hitem tegorocznej zimy. - Marzą mi się lodowe wyścigi po jeziorze. Takie z pełną obsadą. Powiedzmy: Juha Kankkunen, Stig Blomquist i cała nasza krajowa czołówka. Może na naszym poczciwym Krzywym?

A odleglejsza przyszłość? - Niezły byłby Rajd Paryż - Dakar. Tak, to byłoby coś.

Zbigniew Szymula - NaszeMiasto.pl